28 października 2014

KONKURS - Top kosmetyki Dermedic na jesień! Wygraj dla siebie serum Hydrain3 Hialuro!

 http://www.dermedic.pl/

Dzięki współpracy z firmą Dermedic, przez ostatnie dwa miesiące mogłam testować wybrane przez siebie kosmetyki i dzielić się z Wami ich recenzjami na blogu. Do tej pory umieściłam recenzje następujących trzech kosmetyków:

http://lookssogreat.blogspot.com/2014/10/dermedic-hydrain3-hialuro-kremowy-zel.html

http://lookssogreat.blogspot.com/2014/09/dermedic-normacne-pyn-micelarny-h2o-do.html

http://lookssogreat.blogspot.com/2014/09/dermedic-normacne-antybakteryjny-zel-do.html

Jeśli ominęła Was któraś recenzja, nic straconego - zawsze możecie to teraz nadrobić i być może znaleźć wśród nich kosmetyk dla siebie. Jeśli marka Dermedic was skusiła i same, na własnej skórze, chciałybyście przetestować wyprodukowany przez nią kosmetyk, mam dla was fantastyczną wiadomość :)

 KONKURS  - TOP KOSMETYKI DERMEDIC NA JESIEŃ

Mam dla Was niespodziankę. Dostałam od marki Dermedic paczkę z produktem specjalnie dla Was!
Chcesz dostać prezent ode mnie i marki Dermedic?

Opowiedz pod postem na krótkie pytanie: Jak wygląda Twoja pielęgnacja skóry na jesień ?
Na Wasze odpowiedzi czekam do 10 listopada, a wybrana osoba otrzyma:  
serum nawadniające twarz, szyję i dekolt z linii Hydrain 3 Hialuro.


Hydrain3


Serum nawadniające twarz, szyję i dekolt


Składniki aktywne: Woda termalna, Kwas hialuronowy 15%, Olej migdałowy, Witamina E, Gliceryna, Phytosqualan – Skwalan

  • 15% – najwyższe stężenie kwasu hialuronowego dopuszczalne w kosmetykach
  • Natychmiast wygładza skórę
  • Ujędrnia i chroni przed przedwczesnym starzeniem
  • Nie zatyka porów
  • Delikatna konsystencja doskonała pod makijaż
  • Do stosowania na dzień i na noc
  • Hypoalergiczne

Opakowanie: Butelka z zakraplaczem 30 ml

Zasady konkursu są bardzo proste:
 

1. Odpowiadamy na pytanie konkursowe (punkt obowiązkowy)
Jak wygląda Twoja pielęgnacja skóry na jesień ?

2. Obserwujemy mojego bloga. (punkt nieobowiązkowy)

3. Obserwujemy fanpage Dermedic. (punkt nieobowiązkowy)

4. Wklejamy na bloga następujący bannerek konkursowy (podlinkowany do posta konkursowego) (punkt nieobowiązkowy)




5. Podajemy swojego maila. (punkt obowiązkowy)


6.  Będzie mi również bardzo miło, jeśli zaobserwujesz mój fanpage.
(punkt nieobowiązkowy)


Zgłaszamy się w następujący sposób
1. Odpowiedź na pytanie konkursowe ................
2. E-mail ....................
dodatkowo, dla chętnych:
3. Obserwuję bloga jako ...................
4. Wkleiłam bannerek konkursowy (adres bloga) ................
5. Obserwuję fanpage Dermedic jako ..................
6. Obserwuję fanpage bloga jako ......................


Więcej informacji o marce DERMEDIC znadziecie tu: 
 oraz fanpage'u 


26 października 2014

Dermedic Hydrain3 Hialuro - kremowy żel do mycia dla skóry suchej

Przychodzi taki czas w ciągu roku, kiedy moja skóra całkowicie przestaje się przetłuszczać, nawet w strefie T i zaczyna reagować na warunki atmosferyczne pogłębiającym się wysuszeniem. Najpierw staje się sucha na policzkach, potem na czole, a na sam koniec na nosie. Nie jest już tak elastyczna, jędrna i gładka w dotyku. Zaczyna coraz bardziej domagać się dodatkowego nawilżenia, ukojenia i uspokojenia po dniach spędzonych na zmianę w ciepłych pomieszczeniach lub na mroźnej, wietrznej pogodzie. Wtedy w odstawkę idą antybakteryjne żele (nawet te, które wcześniej wcale nie wysuszały mojej skóry), a na łazienkowej półce tuż obok umywalki stają kremowe mleczka, które dają mojej skórze wszystko to, o co tak bardzo jesienią i zimą się doprasza.

Dermedic Hydrain3 Hialuro
kremowy żel do mycia twarzy


Ten kremowy żel do mycia to według mnie raczej mleczko niż żel. Uwielbiam go przede wszystkim za to, że spełnia potrzeby mojej skóry z nadwyżką - każde mycie nim twarzy działa na moją skórę niczym mocno nawilżająca maseczka. Pobudza zmęczoną mroźnym powietrzem skórę, koi ją i uelastycznia. Naskórek staje się mięciutki w dotyku i sprężysty. 

Druga jego zaleta, o której absolutnie nie da się zapomnieć, to rewelacyjne właściwości oczyszczające - kosmetyk ten świetnie domywa każdy makijaż, czy to podkład, czy nawet mocny tusz lub eyeliner. Do tej pory zwykle zmywałam makijaż najpierw płynem micelarnym, a dopiero potem myłam twarz żelem. Teraz często pomijam ten pierwszy krok, gdyż znacznie lepiej z demakijażem radzi sobie właśnie ten żel. Jest to dla mnie oszczędność czasu, oszczędność skóry (zero pocierania!) i przy okazji oszczędność pieniędzy (bo nie muszę mieć dodatkowego kosmetyku do demakijażu i nie zużywam aż tyle wacików). Uwielbiam tę jego uniwersalność, a docenię ją jeszcze bardziej podczas podróży. 

Kosmetyk ten jest jednocześnie bardzo delikatny i odpowiedni nawet dla wrażliwej skóry - nie zawiera SLS i SLES, czyli substancji które wiele z was unika w pielęgnacji twarzy. Skład produktu został wzbogacony o olej macadamia z dużą zawartością kwasu oleinowego oraz lecytyny, które, jak informuje nas producent, wzmacniają lipidową barierę ochronną skóry. Popularny ostatnio kwas hialuronowy oraz algi morskie mają zbawienny wpływ na poziom nawilżenia naszego naskórka. 

Jak dla mnie - nic dodać nic ująć. Żel ten jest dopracowany w najmniejszym szczególe, działa fantastycznie, a jednocześnie jest bardzo przyjemny w użyciu.




Dostępność...
Jeśli chciałybyście się skusić na ten żel i sprawdzić, czy i u was zda on egzamin, tutaj możecie sprawdzić gdzie najbliżej waszego miejsca zamieszkania znajduje się apteka, w której dostępne są kosmetyki Dermedic. Wystarczy wpisać kod pocztowy lub województwo. Na tej samej stronie znajdziecie również odnośnik do aptek internetowych, gdzie możliwe są zakupy on-line. Za 200 ml tubkę zapłacimy 22,99 zł.
http://www.dermedic.pl/

23 października 2014

Jak uczynić jesień bardziej znośną?

Od kilku tygodni na blogach widuję posty z przepełnionych kolorami parków... I obok to jedno, niesamowicie dziwne zdanie, według mnie absolutnie niepoprawne językowo, gramatycznie, stylistycznie, logiczne i ............... (tu wpisz dowolną niepoprawność, jaka jeszcze do głowy ci przychodzi). O jakie zdanie chodzi? Trzymajcie się krzeseł, bo jego niezwykłość jest po prostu porażająca. A mianowicie - ''Uwielbiam jesień." Co to w ogóle za zdanie, kto to wymyślił? Jak te dwa słowa mogą stać obok siebie? To przecież przeczy wszystkim prawom.

Jeśli tak jak ja jakoś nie potraficie dostrzec zalet tej pory roku, a pod koniec lata czujecie się tak, jak późnym wieczorem w niedzielę (tuż przed pójściem spać, najlepiej jeszcze wtedy gdy w poniedziałek musicie wstać o 6 rano i wcześniej), ten post może się przydać. Cudów co prawda nie oczekiwałabym - jeśli wasza awersja do jesieni jest tak głęboka jak moja, ten post nie sprawi nagle, że pokochacie tę porę roku. Zawsze jednak można pooglądać sobie ładne rzeczy i na chwilę zapomnieć o tym, co dzieje się za oknem :)


Zastanawiając się, czy to w moim przypadku w ogóle możliwe, by jesień polubić, przychodziły mi do głowy pewne obrazy z mojego dzieciństwa - spacery z mamą po parku, zbieranie kasztanów, robienie z nich ludzików do przedszkola, bukiety z kolorowych liści, ciepłą herbatę wypitą pod kocem, z grubymi skarpetami na stopach... I kurcze, do dziś pamiętam, jak bardzo mi się to wszystko podobało. To podekscytowanie, że coś się zmienia, coś kończy, by potem zacząć na nowo... 

Teraz tak nie mam. Teraz wstaję o 7 rano, patrzę za okno i cierpię, każdego dnia gdy zakładam kurtkę przed wyjściem na uczelnię czy do pracy. I co roku staram się jakoś sobie pomóc - otaczać się ładnymi, jesiennymi rzeczami, robić te typowe dla jesieni rzeczy - zaszywać się z kubkiem herbaty i książką w ręku pod cieplutkim kocem, relaksować się wieczorem w wannie pełnej ciepłej wody... Czasem to pomaga. Do polubienia jesieni jeszcze długa droga, ale tak, mogę z całym przekonaniem powiedzieć, że umiem sama dla siebie uczynić jesień bardziej znośną. Czy wy też macie na to swoje sposoby?


To, co jesienią sprawia mi największą frajdę, to otaczanie się zapachami - w czasie tej pory roku jakoś chętniej i częściej niż zwykle zapalam kominek, świece, rozpylam zapachy w spray'u. I cieszy mnie to ogromnie, bo akurat te typowo jesienne zapachy, to moje ulubione zapachy w ogóle. Wiem, że większość osób, zapytana o ulubiony zapach, odpowiedziałaby pewnie, że jest to jakiś piękny kwiat, soczysty owoc, czy jakiś inny, pełen świeżości aromat. W końcu dlatego większość perfum opiera się właśnie na tych zapachach. Ja jednak zachwycam się najbardziej, gdy czuję cynamon, wanilię, piernik, ciastka, pieczone jabłko, dyniową latte... Świec o takich zapachach do wyboru mamy wiele - Yankee Candle jak zwykle zachwyci nas kilkunastoma typowo jesiennymi zapachami, kilka ślicznych słojów znajdziemy w Bath&Body Works (lewy dolny róg), a z Rossmanna również nie wyjdziemy z pustymi rękami (świece Bolsius oraz spray'e Glade by Brise). Już kiedyś pisałam o mojej zapachowej obsesji tutaj. Na moje szczęście, akurat jesienią i zimą pojawia się najwięcej produktów o takich zapachach. I to jest właśnie pierwsza rzecz, która sprawia, że jesień staje się dla mnie bardziej znośna.


Jestem ogromną miłośniczką herbaty i kawy, a po gorącym lecie, gdzie ochoty na gorące napoje absolutnie nie miałam, przychodzi jesień, kiedy to piłabym je hektolitrami :) Każda herbata i kawa jesienią smakuje lepiej. A już w szczególności taka, której smak różni się od tych pitych przez nas w pozostałe pory roku. I tu z pomocą przychodzi nam wiele marek, które idealnie wpisują się smakami i rodzajami produktów w jesienną aurę. Jest to chociażby Loyd Tea, które oferuje nam herbaty smakujące jak grzaniec, z dodatkami różnych aromatów owocowych i nie tylko. Douwe Egberts już spory czas temu wypuściło rozpuszczalne kawy smakowe - waniliową, orzechową i karmelową. A rynek syropów barmańskich, na którym wiodącymi markami są Victoria's oraz Monin, oferuje ogromny wachlarz smaków, którymi możemy urozmaicić naszą ulubioną kawę. Ja często sięgam po wanilię oraz piernik. Ostatnii produkt, który trafia do mojego koszyka zwłaszcza jesienią, to cappuccino firmy Jacobs, która wspólnie z Milką oraz Oreo stworzyła pyszne smaki tego gorącego napoju. Wiem, że ciężko z ich dostępnością w Polsce, ale ja kupuję je w takich małych sklepikach z chemią i spożywką z Niemiec. Nie wiem, czy przypadkiem nie byłyby też dostępne w Almie czy Piotrze i Pawle.


Po cieplutkie kapcie najczęściej sięgamy dopiero zimą, ale znam wielu zmarzluchów, dla których pierwsze chłodne, jesienne dni, to już idealna pora na wyjęcie ich z szafy. W Oysho czy Home&You zawsze znajdę przeurocze modele, które poprawiają mi humor w nawet te najbrzydsze i najzimniejsze dni. Po co mamy czekać do zimy? :)


W Home&You zaopatruję się nie tylko w ciepłe kapcie. Najchętniej zaopatrzyłabym się tam w ABSOLUTNIE WSZYSTKO. Kocham ten sklep, co roku zachwyca mnie on nowymi, przepięknymi kolekcjami tekstyliów, naczyń, dekoracji, świec i wszystkiego, czego mój dom i ja pragniemy. Jeśli mam jakoś poprawić sobie humor jesienią i choć trochę polubić tę porę roku, to wyprawa do Home&You zawsze skutkuje. Te sowy, jeżyki i dynie... Odwiedźcie ich sklep internetowy lub stacjonarny, a same się zakochacie. Jeśli jeszcze tego nie zrobiłyście :)


Bardzo lubię spędzać czas w domu, a jesienią jeszcze bardziej. Wieczór z grami planszowymi to świetna rozrywka, a przy okazji spędzamy czas z bliskimi osobami - przyjaciółmi, rodziną. Wszyscy chyba znają Jengę i Taboo - mnóstwo przy nich zabawy. Z tych mniej znanych ja uwielbiam także Czarne Historie (rewelacja, że powstało tyle części!) oraz Carcassonne (dziewczyny nie zrażajcie się rycerską oprawą, ta gra zachwyca nie tylko mężczyzn!). Dużo słyszałam również o Kolejce, chętnie bym ją włączyła do swoich zbiorów gier planszowych. Wieczór z książką u mnie występuje nie tylko jesienią, ale to przecież brzmi tak jesiennie :) Bardzo przypadła mi do gustu seria Igrzyska Śmierci (choć film, szczerze mówiąc, bardziej mi się podobał), a także Niezgodna (w tym przypadku książka była głębsza od filmu). Serial Pretty Little Liars choć bardzo mnie wkurza przez przeciąganie go na siłę, to i tak wciąż jest jednym z moich ulubionych - chyba żaden serial nie sprawiał, że z taką niecierpliwością czekałam na następny odcinek. Dlatego też mam w planach przeczytanie książek na podstawie których powstał serial. Kryminały Jo Nesbo rzucają mu się w oczy bardzo często, dlatego też pewnie kiedyś w końcu po nie sięgnę. Książka Moje wypieki i desery aż się prosi, żeby stanąć na mojej półce tuż obok poprzedniej pozycji Doroty Świątkowskiej. A dla tych, którzy lubią bardzo długie, wielotomowe serie, polecam Jutro John'a Marsdena. No i oczywiście, seriale! Gdy aura nie sprzyja spacerom, możemy bez wyrzutów sumienia powrócić do ulubionych seriali, albo rozpocząć nowe :)


Do ruchu na świeżym powietrzu jesienią nic mnie nie przekona. Ale perspektywa spędzenia dnia na Zumbie jest dla mnie świetna - to doładowanie energetyczne, jakie dają zajęcia, jest niezwykle cenne szczególnie w czasie tak ponurej pory roku. Ostatnio zachwyciłam się Jogą - dopiero zaczynam, ale z każdymi kolejnymi zajęciami podoba mi się jeszcze bardziej! Polecam również tańce w parach - zouk, salsę, bachatę, kizombę :) A mój chłopak kazał dorzucić spinning, niech więc będzie :)


I da się, naprawdę się da. Jesień staje się bardziej znośna.
A wy macie jakieś swoje sprawdzone sposoby?

19 października 2014

Cztery Pory Roku - Przyspieszacz wysychania lakieru - czyli miało być tak pięknie...

Moim ulubionym przyspieszaczem wysychania lakieru, który według mnie czyni cuda, jest Sally Hansen Insta-Dri, o którym pisałam tutaj. Miałam już wiele buteleczek tego małego skarbu, ale niestety ma on dwie małe wady - jest dość drogi (ponad 20 zł) i często gdy zużyjemy połowę opakowania, reszta gęstnieje i nie nadaje się już do użytku. Dlatego kiedy w moje ręce trafiła nowość - przyspieszacz wysychania lakieru firmy Cztery Pory Roku, bardzo pozytywnie się nastawiłam na jej działanie. Miałam nadzieję, że będzie to o 10 zł tańszy zamiennik mojego ukochanego preparatu od Sally Hansen. Niestety, w życiu jednak są rzeczy niezastąpione i pogodzić się z tym trzeba.



W czasie przenoszenia pipety z nad buteleczki na paznokieć musimy być ostrożne, by kropla zbyt szybko nie wyleciała nam tam, gdzie nie jest potrzebna, a dotarła na pomalowaną płytkę. Nie jest to jakieś specjalnie trudne, wystarczy nie potrząsać pipetą, a buteleczkę ustawić sobie blisko pomalowanej dłoni. Kropelka niemal za każdym razem spływa na paznokieć sama, czasem jednak musiałam delikatnie stuknąć w trzymany uchwyt. Dopiero później zorientowałam się, że w srebrnym uchwycie pipety znajduje się guziczek - eureka! - od tego momentu aplikacja preparatu stała się znacznie łatwiejsza. Zdarzało się, że preparatu wypływało odrobinę zbyt wiele, ale ma on konsystencję suchego olejku, dzięki czemu nie spływa po palcach, a zatrzymuje się na skórkach i zagłębieniach wokół paznokci. Nie jest tłusty, szybko wsiąka w skórę, dzięki czemu nie brudzimy wszystkiego wokół. Z łatwością migruje po całej płytce i szybko na niej zastyga.

Co do efektu przyspieszenia schnięcia paznokci – po ok. 3 minutach (a nie 60 sekundach, jak jest napisane na opakowaniu) lakier staje się suchy w dotyku, nie zostają na nim odbite linie papilarne. Preparat jednak nie utwardza lakieru – fakt, jest on w dotyku suchy, ale jeśli delikatnie przyciśniemy drugi paznokieć do pomalowanej i wysuszonej płytki, zostaje na niej ślad odgniecionego paznokcia. A szkoda, bo to właśnie tego nie lubię najbardziej – czekania, aż paznokcie będą na tyle suche, by nie bać się dotykać innych przedmiotów, ubrań itd. Może gdybym nałożyła go na tylko jedną warstwę już podsuszonego lakieru, zadziałałby lepiej. Ale przecież nie na tym to wszystko ma polegać, to właśnie on ma wysuszać paznokcie. Preparat ma delikatny, przyjemny zapach. Efekt jednak nie zadowolił mnie na tyle, bym po niego sięgnęła ponownie.


I chociaż preparat ten mógłby zagościć na stałe w mojej łazience, ze względu na swoją dużo niższą cenę (9,99 zł) niż inne propozycje innych firm w tej kategorii, to jednak sporo mu brakuje do sukcesu. No cóż, zostaję przy dobrym, sprawdzonym Insta-Dri od Sally Hansen - te troszkę ponad 20 zł da się przeboleć za tak fantastyczny efekt.

15 października 2014

Lactacyd Sensitive - wyjątkowo delikatny płyn do higieny intymnej dla skóry wrażliwej

Jestem pewna, że gdy kobieta raz sięgnie po jakikolwiek płyn do higieny intymnej, już na zawsze tego typu kosmetyk stanie się jej niezbędnikiem. Lactacyd jest chyba najbardziej rozpoznawalną marką, jeśli chodzi o kategorię kosmetyków do higieny intymnej. Czy jednocześnie najlepszą? Z opinii w internecie wynika, że można go albo uwielbiać, albo nienawidzić - są takie osoby, które klasyczna wersja Lactacyd Femina podrażniła, a nawet uczuliła. Ja należę do tej pierwszej grupy - byłam bardzo zadowolona z działania podstawowej wersji emulsji do higieny intymnej, dlatego również bardzo ucieszyłam się, gdy na rynku pojawiła się wersja Sensitive, czyli wyjątkowo delikatna, dla skóry wrażliwej.
 


To, co dla mnie najważniejsze, to jego delikatność i bezpieczeństwo użycia - nie muszę obawiać się o żadne podrażnienia, a wręcz przeciwnie - emulsja je eliminuje. Jest łagodna, a w czasie mycia nie czujemy żadnego dyskomfortu, pieczenia itp. Zawartość naturalnego kwasu L-mlekowego oraz ekstraktu z bawełny bardzo korzystnie wpływa na delikatną skórę okolic intymnych. Mam wrażenie, że emulsja wzbogacona o te składniki tworzy jakby niewidzialną ochronę naszego naskórka, jednocześnie dbając o uczucie czystości i świeżości na cały dzień. Choć emulsja ta nie zawiera żadnych substancji zapachowych, to i tak bardzo przyjemnie, subtelnie pachnie. Produkt ma odpowiednią konsystencję i dobrze się pieni.





Jak dla mnie niczego więcej mu nie trzeba, oprócz... pompki. Zastanawia mnie to, dlaczego na opakowaniu widnieje symbol pompki, która znacznie ułatwiłaby korzystanie z produktu, a w rzeczywistości wcale jej nie ma. Albo trafiłam na wybrakowane opakowanie, albo pomylone zostało pudełeczko.



Lubicie Lactacyd czy macie jakieś inne, sprawdzone produkty tego typu?

13 października 2014

Fusswohl - olejek pielęgnacyjny do stóp

Chociaż moje stopy po trudnym dla nich okresie lata wróciły już do formy i po kosmetyki przeznaczone do ich pielęgnacji sięgam znacznie rzadziej, to i tak co jakiś czas powracam do produktu, który wiosną znalazłam w pudełku z Programu Nowości drogerii Rossmann. Kosmetyku tego w buteleczce zostało już bardzo niewiele, a ja jestem pewna że kiedyś do niego powrócę. O czym mowa?

Olejek pielęgnacyjny do stóp Fusswohl


Do tej pory raczej unikałam kremów do stóp - być może z braku czasu, może z lenistwa, a może... No właśnie, po pierwszym użyciu olejku pielęgnacyjnego do stóp Fusswohl zrozumiałam, że w kremach do stóp nie pasowała mi po prostu ich formuła i konsystencja. Olejek ten bardzo przypadł mi do gustu - jego konsystencja i fantastyczne działanie sprawiły, że wreszcie jestem systematyczna! Najprzyjemniej stosuje się go po kąpieli - na rozgrzanej skórze znacznie szybciej się wchłania. W innym wypadku to wchłanianie nie jest niestety zbyt dobre i to jest jego minusem. Wiele osób skarży się na niego właśnie przez długie oczekiwanie na wsiąknięcie kosmetyku w skórę, ale wydaje mi się, że niejedna negatywna opinia spowodowana jest po prostu stosowaniem zbyt dużej ilości produktu na jeden raz. Warto jednak poświęcić mu trochę czasu, bo olejek widocznie pielęgnuje skórę stóp i pomaga jej się zregenerować. W dodatku pięknie pachnie, co daje uczucie zrelaksowania i świeżości :) Jego konsystencja jest dość lejąca, jak to bywa w przypadku olejków, ale dozowany w odpowiedniej ilości nie spływa z dłoni i jest wygodny w użyciu. Świetnie sprawdza się do masażu!





Macie ulubione produkty do pielęgnacji stóp? Wypróbowałyście już jakieś olejki?

9 października 2014

Wazelinka do ust Bielenda - kuszący arbuz :)

W poprzednim poście z pudełkiem z Programu Nowości, wiele z was zauważyło wazelinkę do ust 'Kuszący Arbuz' od Bielendy i pytało o nią w komentarzach. Niestety, posiadam tylko jedno zdjęcie pudełeczka od tego kosmetyku, gdyż po pierwsze tubka była na razie tylko mock up'em czyli modelem, wersją próbną opakowania, a po drugie - balsamik szybko zabrałam na weekendową wycieczkę zaraz po tym jak go dostałam i wyleciało mi z głowy zrobienie zdjęcia. Także przepraszam za to jedno jedyne, niezbyt ciekawe zdjęcie.


Zacznijmy od najważniejszego - działania. Wazelinika spisała się świetnie jako codzienna ochrona moich ust pod koniec lata, kiedy to zmęczone słońcem wargi bywają spierzchnięte, ale nie aż tak bardzo jak np. zimą. Dlatego też oceniając działanie odnoszę się właśnie do takiego codziennego nawilżenia i ochrony ust, które nie były w opłakanym stanie, jak to im się zdarza często w mroźnych miesiącach. Mogę jedynie mieć nadzieję, że z dużymi problemami poradzi sobie ona równie dobrze. Bardzo przypadła mi do gustu konsystencja wazelinki - jest to takie treściwe masełko, które bardzo szybko wtapia się w usta, nie oblepiając ich i nie dając uczucia tłustości. Pokrywając wargi koi je, uelastycznia jeśli są spierzchnięte i na długo natłuszcza. Olejek kokosowy i olejek awokado pomagają utrzymać usta w dobrej kondycji, by nie trzeba było po nią co chwilę sięgać. Błyskawicznie tuszuje ewentualne suche skórki, a usta dzięki niej wyglądają na bardzo zdrowe, soczyste i kuszące. Nadaje blasku i delikatnego koloru ustom. A zapach? Jest bardzo ładny, słodki, smakowity, podobny do zapachu innych arbuzowych kosmetyków, czyli dość sztuczny - ale powiedzmy sobie szczerze, przecież świeży arbuz zbytnio nie pachnie. Opakowanie jest wygodne, nie musimy maczać palców w słoiczku, nie brudzimy się i z łatwością możemy rozprowadzić kosmetyk po ustach. Jeden jedyny minus - być może trafiłam na taki egzemplarz, ale czasem bardzo ciężko jest wycisnąć wazelinkę z tubki, trzeba włożyć w to sporo siły.  

Wazelinkę tę mogłabym z czystym sumieniem polecić, zarówno za świetne działanie, jak i dodatkowe, bonusowe atrybuty - zapach, bogatą konsystencję i ładne opakowanie.


6 października 2014

Wody perfumowane Mel Merio - śliczne wzornictwo, śliczne zapachy, niska cena :)

Spacer po ogrodzie pełnym kolorowych kwiatów dających słodką, piękną woń, poranek z bukietem uroczych konwalii tuż obok łóżka, podróż do tropikalnych miejsc zachwycających pięknymi drzewami cytrusowymi... Jak zatrzymać te cudowne chwile lata, pełne fantastycznych wspomnień niezwykłych krajobrazów i zapachów? Z pomocą przychodzą nam kwiatowe perfumy. A takie właśnie pojawiły się w dwóch moich poprzednich pudełkach z Programu Nowości: tutaj i tutaj.

A na myśli mam wody perfumowane marki  
Mel Merio - Pure oraz It's Blossom Time!



Jeśli mam być szczera, niesamowicie zaskoczyło mnie to, co poczułam po spryskaniu się Mel Merio Pure. Nie wiedziałam, że zapachy z tej półki cenowej mogą przebić drogie perfumy z najlepszych perfumerii, a okazało się, że był to mój numer jeden na lato :) Niebieski kolor użyty w szacie graficznej opakowania i jako odcień samych perfum został dobrany po prostu idealnie, gdyż fantastycznie odzwierciedla to, co skrywa ten śliczny flakonik - świeżość, orzeźwienie, dziewczęcość. Zapach jest słodki, ale nie za słodki. Jego trwałość jest całkiem niezła - ok. 4 godziny. Mógłby utrzymywać się trochę dłużej, ale patrząc z drugiej strony - lubię sięgać po ten śliczny flakonik, by odświeżyć zapach, nawet kilka razy w ciągu dnia, dlatego dla mnie ta trwałość jest idealna.




Słyszałam już wiele razy o atomizerach, które pozwalają nam nosić ze sobą w torebce ulubione perfumy, odlane z oryginalnego flakonika. Zastanawiałam się nawet nad kupnem takiego, gdyż bardzo lubię mieć ze sobą jakiś ładny zapach i odświeżać go w ciągu dnia. Niestety, gdy szukałam atomizera idealnego, zawsze było coś nie tak - a to jeden za drogi, a to ponoć się z niego leje... Na szczęście mamy też inne wyjście - kupić perfumy w specjalnej, malutkiej buteleczce, wręcz stworzonej do noszenia w torebce. Te sprawdzą się idealnie! A dla tego zapachu mogę swoje poprzednie ulubione perfumy zostawić na półce bez żalu. Jest słodko-kwiatowy, ale jednocześnie rześki i świeży. Pachnie intensywnie, już dwa psiknięcia wystarczą, by bardzo dobrze było go czuć, ale nie jest przy tym zbyt mocny czy duszący. I co najważniejsze - zaskakująco długo się utrzymuje, co bardzo sobie chwalę - w końcu buteleczka jest mała, a taka wydajność jest w tym przypadku ogromnym plusem.
 


Oba zapachy zakupimy w Rossmannie: Pure za 20,99 zł/50ml, a I's Blossom Time za 8,49/10ml.