29 września 2014

Dużo nowości drogerii Rossmann na październik :)

Tym razem wyjątkowo mam dla was bardzo dużo nowości drogerii Rossmann, gdyż na zdjęciach znajdują się kosmetyki z dwóch pudełek Programu Nowości - mojego i mojego chłopaka. Mój ukochany dostał się do programu 3 miesiące temu, a pudełko które tutaj prezentuję to jego drugie. Niestety, gdy wybieraliśmy pudełka, miał on do wyboru już tylko damskie i uniwersalne, dlatego też większość kosmetyków które tu widzicie to produkty dla kobiet :) Fajnie dla mnie, gorzej dla niego, ale na szczęście taka sytuacja zdarzyła się tylko raz. Tak czy siak, przed wami produkty, które w Rossmannie pojawią się już lada moment!




Kosmetyki już dawno przetestowane, a ich recenzje będą pojawiały się na blogu jak dotychczas :)

Co najbardziej rzuciło Wam się w oczy, czego jesteście ciekawe najbardziej? :)

26 września 2014

Dermedic Normacne - płyn micelarny H2O do skóry mieszanej i tłustej

Ostatnio pisałam o żelu antybakteryjnym Dermedic Normacne, który w czasie wakacyjnych dni spisał się świetnie przy mojej mieszanej cerze. Dziś pora na recenzję płynu micelarnego, który również zabrałam ze sobą na wakacje do Grecji. Czy sprawdził się tak samo dobrze?


Wieczorne oczyszczanie twarzy w czasie wakacji zaczynałam zawsze od niego - płynu micelarnego H2O Normacne Preventi, przeznaczonego do skóry mieszanej i tłustej. 

Głównym zadaniem płynu micelarnego dla mnie jest zmycie makijażu oczu, gdyż całą twarz oczyszczam potem żelem. Najważniejsze, by płyn micelarny dobrze zmywał cienie do powiek, tusz, a od czasu do czasu również eyeliner, bez konieczności pocierania i bez rozmazywania pozostałości po makijażu po całej twarzy. Ten płyn micelarny bardzo dobrze radził sobie z cieniami, które zmywał w zasadzie już po pierwszym przetarciu powieki wacikiem. Z tuszami bywało różnie - niektóre schodziły błyskawicznie, inne rozmazywały się po powiece (mimo, że nie były wodoodporne). Twarz bardzo ładnie oczyszczał, odświeżał i nie pozostawiał tłustej czy lepkiej warstwy. Koił opaloną skórę, zmniejszał wydzielanie sebum, delikatnie nawilżał. Myślę, że sprawdzi się tak samo dobrze zarówno dla skóry mieszanej, jak i tłustej. Jego buteleczka jest wygodna i praktyczna, a bezpieczne zamknięcie pozwoliło mi bez stresu zabrać go na wakacje. 

Podsumowując...

Miał bardzo dobry wpływ na moją skórę, świetnie ją oczyszczał i odświeżał, ale bardzo bym chciała, żeby lepiej domywał niektóre mocniejsze tusze do rzęs i eyelinery.




Dostępność...
Jeśli chciałybyście się skusić na ten płyn i sprawdzić, czy i u was zda on egzamin, tutaj możecie sprawdzić gdzie najbliżej waszego miejsca zamieszkania znajduje się apteka, w której dostępne są kosmetyki Dermedic. Wystarczy wpisać kod pocztowy lub województwo. Na tej samej stronie znajdziecie również odnośnik do aptek internetowych, gdzie możliwe są zakupy on-line. Za 200 ml buteleczkę zapłacimy 21,99 zł.
http://www.dermedic.pl/

22 września 2014

Grecja - Zakynthos - relacja z podróży + praktyczny poradnik cz. 1

Przed wyjazdem poszukiwałam w internecie praktycznych informacji, a przede wszystkim relacji na blogach z wakacji na wyspie Zakynthos, ale nie znalazłam ich zbyt wiele. W dodatku w poprzednich postach często pojawiała się prośba o relację z moich wakacji, dlatego też zdecydowałam się na ten post. Cieszę się, że będzie on mógł wam nieco pomóc w zorganizowaniu wakacji swoich marzeń.

Kilka słów na początek...

Ciężko było nam wybrać kierunek tegorocznych wakacji, długo przeglądaliśmy katalogi, pytaliśmy znajomych, przeglądaliśmy internet... Nie wiedzieliśmy nawet, od czego zacząć poszukiwania, o co zawęzić je podczas wizyty w biurze podróży. A jeśli nie ma się sprecyzowanego celu wycieczki, najłatwiej zacząć właśnie od takich konkretów, które pomogą zawęzić poszukiwania. Po wakacjach w przepięknej Czarnogórze mieliśmy ochotę na coś równie ładnego, a jesteśmy parą która uwielbia zwiedzać, poznawać miejsce, kulturę, obserwować ludzi, smakować lokalnych potraw... więc leżenie nad basenem całymi dniami przez cały urlop w ładnym hotelu na pewno nie jest dla nas. 

Zastanawiamy się nad konkretami, które zawężą poszukiwania...

I to był nasz pierwszy konkret, który miał odrzucić wiele opcji - czyli decyzja, by nasze wakacje były tylko i wyłącznie w opcji śniadanie+obiadokolacja. Wszystkie hotele All Inclusive automatycznie odpadały, gdyż 3 posiłki dziennie uwiązałyby nas przy hotelu - szkoda by było zapłacić więcej, omijać wykupione już posiłki, by zjeść w jakieś ładnej, lokalnej tawernie. A jesteśmy osobami, które piją głownie wodę (darmowe, gazowane napoje nie były nam więc potrzebne), a alkohol bardzo sporadycznie (jeśli już to jakiś dobry drink w przyjemnym miejscu, albo winko do kolacji czy też na plaży), dlatego absolutnie nie zależało nam na All Inclusive (choć wiem, że różnica w cenie nie jest duża, więc jest to jak najbardziej kwestia indywidualna i do przemyślenia). 

Kolejny konkret był taki, jak właśnie wcześniej już wspomnieliśmy - hotel, który nie będzie na uboczu w jakiejś małej mieścinie, gdyż lubimy zwiedzać, także na piechotę. Miejscowość, która byłaby dobrą bazą wypadową, to bardzo duży dla nas atut.  

Następny konkret to data wyjazdu - planowaliśmy koniec sierpnia/początek września - w kurortach atmosfera się uspokaja, nie jest to szczyt sezonu, a i w wielu miejscach pogoda jest wtedy nieco mniej upalna. W wielu miejscach również cena zaczyna powoli spadać. Ja studiuję, a chłopak miał możliwość wzięcia urlopu we wrześniu, dlatego ta opcja była dla nas idealna.

Biuro podróży czy samodzielna organizacja? Ja nie czułam się jeszcze na siłach, by całkowicie zaplanować wycieczkę - zarezerwować hotel, zorganizować ubezpieczenie, wykupić bilety lotnicze. Wiem, że w wiele miejsc ciężko jest znaleźć loty (tylko czartery biur podróży), albo trzeba się na nie załapać dużo wcześniej - a czasu do wakacji było mało, dlatego też poszłam na łatwiznę i zdecydowałam na biuro podróży. Do tej pory tylko raz jechałam na wakacje zorganizowane w ten sposób, nie jestem obyta w świecie biur podróży, nie wiedziałam które jest godne zaufania, ale to które od początku chodziło mi po głowie to Itaka - wydawało mi się największe, najpopularniejsze, a zatem w jakiś sposób najlepsze. Okazało się to sporym błędem, o czym pisałam w poprzednich postach. Wiem, że wiele osób jeździ na wakacje z Itaką i są zachwyceni tym wyborem, nie wykluczam że po prostu my mieliśmy ogromnego pecha (co potwierdziła sama Pani sprzedająca nam wycieczkę). Problemy jednak były ogromne, dwukrotna zmiana dat i miejscowości wylotu przysporzyła nam mnóstwo stresu i problemów organizacyjnych (daty urlopu chłopaka, wydłużenie podróży o dobrych kilka godzin, dodatkowe koszty itp.). O tych problemach więcej możecie przeczytać tutaj. W związku z całym zamieszaniem i potraktowaniem nas niepoważnie, będziemy składać reklamację, co zostało nam doradzone również przez pracowniczkę biura. Nie chodzi o jakieś zwroty pieniężne czy inne rekompensaty, ale o to żeby biuro zorientowało się, że ludzi się tak nie traktuje. Nawet jeśli jest się największym biurem podróży w Polsce, a klientów ma się jak mrówek.

Ten decydujący szczegół. Tak czy siak, wpadłam kiedyś przypadkiem na zdjęcie z wyspy, które pokazywałam już w tym poście. I niewiele wiedząc o samej wyspie Zakynthos, wiedziałam już że muszę zobaczyć to na żywo. W ten sposób błyskawicznie zdecydowaliśmy się, że to właśnie tę wyspę obierzemy za cel podróży. Wystarczyło teraz przedstawić w biurze podróży wcześniej obmyślone konkrety. 

Wybór hotelu. Po tym, jak odrzuciliśmy opcję All Inclusive, padło oczywiście pytanie, jakiego standardu hotel będzie w naszym guście. I tu ważna wskazówka - hotele w Grecji mają mocno zaniżony standard - jak w Polce hotel 4-gwiazdkowy potrafi być zachwycający, tak w Grecji nawet ten 5-gwiazdkowy może być dość kiepski... Dwa lata temu wakacje w Czarnogórze spędziliśmy w 3-gwiazdkowym hotelu który był delikatnie mówiąc poniżej wszelkich oczekiwań, dlatego tym razem chcieliśmy coś znacznie lepszego. Zwykle w hotelu nie spędzamy dużo czasu, ale hotel w Czarnogórze nauczył nas że niższy standard = dodatkowe problemy, stres, czekanie na naprawę usterek, brak wody przez pół dnia, grzyby na ścianie, brudna pościel i połamane deski w łóżku - to wszystko może naprawdę popsuć wakacje. Dlatego też celowaliśmy w 4-5 gwiazdek. Dostaliśmy w zamian ofertę zaledwie 3-4 hoteli, które odpowiadały naszym wymaganiom i spośród nich wybraliśmy jeden, 5 gwiazdkowy, o którym opowiem niżej. 

Na jak długo? Wakacje za granicą do najtańszych nie należą i zdaję sobie sprawę, że nawet tydzień może znacznie nadszarpnąć nasze konta bankowe. Jeśli tylko jednak możecie pozwolić sobie na dwa tygodnie urlopu w pięknym miejscu, warto zdecydować się właśnie na to rozwiązanie. Tydzień to strasznie krótko - szczególnie, jeśli nie jesteście osobami, które nie umieją/nie znoszą się spieszyć (tak jak my), chcą dużo pozwiedzać (najlepiej całą wyspę, jak my), na spokojnie poznać lokalne miejsca, smaki, kulturę, a pomiędzy tymi dniami przeznaczonymi na wycieczki mieć też czas na czytanie książki przy plaży, leniuchowanie na basenie, pływanie i długie spacery. Rozumiem jednak, że to kosztowna opcja, a dla chcącego nic trudnego i również ten tydzień może być w 100% wykorzystany. U nas padło na dwa tygodnie.

U was również wybór padł na Zakynthos? Przejdźmy więc do relacji, która może wam pomóc wycisnąć te wakacje jak cytrynkę :)

Zacznijmy od miejscowości - Laganas

Szukając dość sporej miejscowości, która byłaby dobrą bazą wypadową dla wycieczek, jakimś trafem zdecydowaliśmy się na Laganas. I szczerze mówiąc, był to błąd. W internecie owszem znalazłam wiele opinii, że jest to miejscowość imprezowa i hałaśliwa. Nasz hotel jednak znajdował się na uboczu, przy plaży, z dala od głównej, dyskotekowej ulicy, więc informacja o hałasie nie zniechęciła mnie, gdyż naszego hotelu on nie dotyczył. Gdyby jednak hotel znajdował się gdzieś blisko tej głównej ulicy - byłby to istny dramat, gdyż spanie w nocy nie wchodziłoby w grę, a wypoczynek w czasie dnia byłby pod hasłem odgłosów skuterów, quadów i pędzących samochodów. Hałas więc nie był naszym problemem, ale były inne rzeczy, które w tej miejscowości nam się nie podobały. Jest ona po prostu... brzydka. Główna ulica każdego dnia to pobojowisko po nocnych imprezach - choć jest codziennie sprzątana, ilość śmieci przerasta służby porządkujące. Budynki, kluby, 'restauracje', sklepy są 'robione' pod młodych Brytyjczyków, którzy na wyspie egzystują tylko i wyłącznie nocą, a w ciągu dnia odsypiają. Wszystkie opinie w internecie nie okazały się więc przesadą - Laganas to po prostu tania namiastka Las Vegas, co wygląda całkiem ciekawie nocą, gdy palą się wszystkie neony, a w ciągu dnia fatalnie. Siedziba wszystkich możliwych fast food'ów, niezbyt ładnych klubów, betonu, blachy, brzydkich szyldów, brudnych quadów i skuterów. Pierwsze moje skojarzenie to jakieś ubogie, niezbyt bezpieczne amerykańskie dzielnice pokazywane w serialach. Centrum omijaliśmy więc w ciągu dnia, a wieczorem kilka razy wybraliśmy się na spacer. Jesteśmy parą, która omija tłoczne, hałaśliwe dyskoteki, choć tańczyć uwielbiamy - czytelnicy bloga wiedzą, że salsa, bachata i zouk to moje trzy miłości (a swoją drogą moją miłość poznałam właśnie tańcząc). Miejsc, gdzie moglibyśmy w Laganas potańczyć, niestety nie znaleźliśmy. Dlatego też Laganas totalnie nie było dla nas, mimo że znaleźliśmy zaledwie kilka lokali (restauracji czy barów), które nam przypadły do gustu - o nich troszkę dalej. W poszukiwaniu greckich miejsc warto wybrać się na plażę, albo oddalić od głównej ulicy - tam już prędzej znajdzie się prawdziwe tawerny czy nieco ładniejsze knajpy gdzie można napić się dobrego drinka czy zjeść coś smakowitego. A i ulice z dala od tej głównej wyglądają już nieco lepiej i bardziej nadają się na spacery. 

Hotel - Mediterranean Beach Resort

 

 Jedyny 5-gwiazdkowy hotel w miejscowości Laganas. Położony przy samej plaży, około 5-10 minut spacerkiem do głównej ulicy (plażą lub ulicą). Gdy w okolicach godziny 7 rano przyjechaliśmy na miejsce, dowiedzieliśmy się że zakwaterowanie jest dopiero o godzinie 14, więc prawdopodobnie właśnie do tej godziny będziemy musieli w hallu poczekać na klucze. Mieliśmy jednak ''szczęście'' - nasz pokój okazał się wolny. Szczęście w nieszczęściu, bo dostaliśmy najgorszy pokój, w najgorszej części hotelu. A dokładniej są to pokoje w głównym budynku hotelu, na pierwszym piętrze, z numerami o ile dobrze pamiętam 115-118 (na jednej ścianie). Widok z balkonu to dość ruchliwa ulica, parking i zaniedbane krzaki. Hałas przez cały dzień spowodowany dość dużym ruchem quadów, skuterów i samochodów dostawczych, a co najgorsze - hałas z restauracji (prawdopodobnie okropnie głośne zmywarki, które chodziły przez kilka godzin rano, a także wieczorem po kolacji). Pokój ten nie miał nic wspólnego ze zdjęciami pokazywanymi przez stronę internetową czy katalogi biura podróży. Wiem że jeśli bym została w tym pokoju na dwa tygodnie, niesamowicie żałowałabym kilku tysięcy wydanych na te wakacje. Śliczny ogród ze zdjęć, czyściutkie balkony, czy hasła 'oaza spokoju', którymi nazywał się ten hotel, mogłabym wspominać tylko i wyłącznie z katalogów właśnie. Na szczęście miła obsługa hotelu znalazła rozwiązanie i przeniosła nas do pokoju w budynku przy ogrodzie i dopiero wtedy mogłam odetchnąć z ulgą, docenić to że wybrałam 5-gwiazdkowy hotel. 


W pokoju usytuowanym w budynku przy ogrodzie było cichutko, spokojnie, przytulnie i bardzo przyjemnie. Sam pokój był dużo ładniejszy (choć odrobinę mniejszy), a i siedzenie na balkonie w końcu wchodziło w grę - widok był śliczny, a balkon dużo bardziej czysty. W pokoju znajdowały się dwa pojedyncze łóżka złączone w jedno, co było sporym minusem (dla par przyzwyczajonych do tulenia się w czasie snu łączenie między łóżkami było bolesną przeszkodą), ale znaleźliśmy na to sposób - wypchaliśmy tę dziurę kocem z pokoju. Oświetlenie w pokoju bardzo przytulne, wyposażenie wygodne.


Jeśli chodzi o restaurację i wyżywienie - bajka! Posiłki zawsze w formie bufetu. Dania przepyszne, wybór ogromny, zarówno typowo greckie - musaka, faszerowane warzywa, szaszłyki, owoce morza, wszystkie możliwe rodzaje mięs, jak i europejskie - makarony, zapiekanki, owoce morza, mnóstwo różnych ryb. Zawsze jedna zupa do kolacji, dań bardzo dużo, ok 10 różnych każdego wieczora (w tym mięsa, ryby, czy dodatki takie jak ryż/frytki/ziemniaki). W czasie kolacji na deser owoce a także mnóstwo różnych, przepysznych ciast czy kremów. Mnóstwo warzyw, sałatek, past rybnych/jajecznych. Śniadania równie urozmaicone, choć praktycznie codziennie to samo - mleko z płatkami, jajka w różnej formie, kiełbaski, przekąski na słono i na słodko z ciasta francuskiego. Przepyszne pieczywo zarówno na śniadania, jak i na kolacje. Do śniadania herbata, kawa, soki (okropne, z automatu) lub woda gratis, do kolacji natomiast wszystko dodatkowo płatne i to dość drogie (woda też). 


Obsługa hotelu bardzo sympatyczna, zarówno pracownicy restauracji jak i baru czy recepcji. W hotelu do dyspozycji klientów wspomniana restauracja, bar przy basenie (również ciepłe posiłki) w godzinach otwarcia basenu, a także bar w hallu głównym (od ok. 19 do ok. 1-2). Billard, cymbergaj, scrabble, jenga, karty do gry i półka z książkami (bardzo dużo nowych egzemplarzy w języku greckim, kilka w angielskim).


 
Basen bardzo ładny, czyściutki, urokliwy, leżaków z parasolami dużo, a także leżaki w cieniu z brzegu basenu. Mimo tego, że ludzie jak te wariaty biegają o świcie z ręcznikami by te nieszczęsne leżaki pozajmować, nawet dwa na głowę, to i tak po śniadaniu spokojnie można znaleźć wolne miejsce. Plaża zaczyna się już przy basenie, wystarczy zejść po kilku schodkach w dół i jest się na piasku, który niestety nie przypomina naszego polskiego - jest ciemny i błotnisty. Leżaki przy plaży płatne 3 euro za osobę za cały dzień. 


Podsumowując - po przeniesieniu do ostatecznego pokoju możemy hotel ocenić bardzo dobrze, niczego mu nie brakowało mimo drobnych niedociągnięć. Rezerwując wakacje w tym właśnie hotelu, koniecznie dopilnować, by pokój znajdował się w którymś z budyneczków usytuowanych w ogrodzie, czyli wybierać pokoje z numerkami zaczynającymi się od o ile dobrze kojarzę 208 w górę (warto dopytać o to recepcję).



21 września 2014

Nowość wśród podkładów - Rimmel Lasting Finish 25h nr 200 Soft Beige

W moim pudełku z Programu Nowości drogerii Rossmann pojawił się podkład Rimmel Lasting Finish 25h o odcieniu 200 Soft Beige. Czas testowania wypadł akurat jeszcze na te upalne dni, dlatego obawiałam się, że dość trudno będzie mi go przetestować, gdyż latem (a w szczególności w czasie tak ogromnych upałów) stronię od podkładów, wybierając w zamian lekkie kremy BB, lub ostatnio np. krem CC od Olay (klik). Tym razem jednak byłam bardzo pozytywnie zaskoczona działaniem podkładu, również w te najgorętsze dni.



+ Okazał się idealny dla mnie, bo daje naturalny efekt, nie tworząc przy tym efektu maski. Nie jest widoczny na twarzy, nie odcina się od skóry, a wręcz przeciwnie - bardzo ładnie się w nią wtapia.
+ Jego krycie jest na dość dobrym poziomie, ale nie jest ono jakieś spektakularne, więc idealnie sprawdzi się u tych dziewczyn, które nie mają widocznych problemów skórnych, ale chcą w delikatny sposób wyrównać koloryt twarzy. Taki złoty środek, między mocno kryjącymi podkładami, a tymi, które nie kryją wcale.
+ Buteleczka jest bardzo wygodna i skrywa podkład o idealnej dla mnie konsystencji - wystarczy wziąć do ręki ulubiony pędzel i możemy zapomnieć o smugach, nierównomiernym pokryciu twarzy, upaćkanych dłoniach... Nakładanie podkładu staje się łatwizną.
+ Nie wysusza mojej cery ani nie podkreśla ewentualnych suchych skórek.
+/- Odcień 200 ma żółtawe tony, co fajnie współgra z opaloną buzią, ale obawiam się że po wakacjach i przez drugą część roku może być zbyt żółty dla osób o jasnej karnacji. Wiadomo - dobieranie odcienia podkładu nie jest łatwe i każda z nas musi przetestować, który kolor spisze się u niej najlepiej. Na szczęście podkład ten ma w gamie jaśniejszy odcień, więc nawet mamy w czym wybierać. Dostępny w 4 odcieniach: 100, 200, 203 i 300.
- Czy któraś z nas czytając na opakowaniu 25h naprawdę myśli, że podkład właśnie tyle będzie się utrzymywał na twarzy w niezmienionej postaci? Być może w ekstremalnych sytuacjach, np. wesele potrzebna nam porządna trwałość podkładu, ale czy aż 25h? Myślę, że takie obietnice producentów 'na wyrost' często szkodzą produktowi, zamiast lepiej go sprzedawać. Podkład ten ma naprawdę dobrą trwałość, utrzymuje się ok. 8 godzin bez żadnych zmian i jest to bardzo dobry wynik, ale my będziemy wciąż myślały, że przecież producent obiecał nam 25h, więc oceniamy podkład gorzej, niż byśmy to zrobiły bez tej obietnicy.



A tutaj porównuję go z podkładem, który używam w chłodniejszą część roku - L'oreal True Match w odcieniu N1. Jasne, nie są do siebie zbyt podobne - L'oreal jest zdecydowanie jaśniejszy i wpada w piaskowe tony, podczas gdy Rimmel jest ciemniejszy i cieplejszy. Wiem jednak, że wiele z was używa podkładu z L'oreala, a latem chętnie sięga po coś ciemniejszego, dlatego być może to porównanie którejś z was się przyda. 


Skusiłybyście się na nowość o Rimmela?  Należycie do grupy 'bladziochów', czy raczej przez cały rok możecie sięgać po te nieco ciemniejsze podkłady?

Za 30 ml buteleczkę zapłacicie w Rossmannie 38,99 zł.

14 września 2014

Dermedic Normacne - antybakteryjny żel do mycia do skóry tłustej i mieszanej

Wracam do was po dwóch tygodniach przerwy, którą spędziłam na cudownej, greckiej wyspie Zakynthos, o czym pisałam już w poprzednim poście. Choć nie obyło się bez przeszkód, o czym mogłyście przeczytać już wcześniej i choć wciąż jestem rozczarowana biurem podróży Itaka, to pomijając kwestie organizacyjne, czas spędzony na wyspie okazał się rewelacyjny.

W czasie tych upalnych, słonecznych dni pełnych przygód, towarzyszyło mi kilka kosmetyków od firmy Dermedic, o czym wiecie już z poprzedniego posta. Wakacyjny wyjazd jest według mnie najlepszym czasem na testowanie kosmetyków pielęgnacyjnych czy oczyszczających, bo to właśnie wtedy skóra ma największe potrzeby. Nie ma zatem lepszego sprawdzianu dla kosmetyków, niż dwa tygodnie spędzone na przemian na słońcu, wietrze, wilgotnym i suchym powietrzu, w słonej wodzie. 

Dziś kilka słów na temat  antybakteryjnego żelu do mycia Normacne Preventi, przeznaczonego do skóry tłustej i mieszanej.

Kiedyś myślałam, że posiadanie skóry mieszanej jest prawdziwym szczęściem - brak trądziku, mocnego przetłuszczania się skóry, problemów z naczynkami, skłonności do alergii czy innych przypadłości sprawiał, że ten typ skóry wydawał mi się idealny. I prawda jest taka, że oczywiście dobrze jest nie mieć poważnych problemów ze skórą, ale bycie 'mieszańcem' wcale takie proste nie jest, jak by się wydawało ;) Największym problemem jest to, że posiadanie tego typu skóry to taka podpucha sama w sobie. Często przez brak wyżej wymienionych niedoskonałości nie zwracamy zbyt dużej uwagi na kosmetyki, po jakie sięgamy, albo nieco zaniedbujemy pielęgnację niemalże bezproblemowej skóry, przez co same możemy na siebie te problemy ściągnąć. Druga strona medalu jest taka, że trudno jest znaleźć kosmetyk idealny, mając w połowie skórę lekko przesuszoną, a w niektórych miejscach lekko przetłuszczającą się. Jak dogodzić obu tym obszarom na raz, sprawiając że nasza skóra będzie zdrowa, odpowiednio oczyszczona i zadbana? 

Najważniejszą kwestią dla mnie przy wyborze żelu do mycia twarzy jest to, by dobrze on oczyszczał szczególnie strefę T z nadmiaru sebum, jednocześnie nie przesuszając skóry. By skóra po każdym myciu była świeżutka i jednocześnie delikatnie nawilżona. Każdy żel, który nie spełnia tych warunków, jest dla mnie automatycznie skreślony. Na szczęście, firma Dermedic zdaje sobie sprawę z naszych potrzeb, a żel do mycia z serii Normacne jest tego idealnym przykładem. Przez własne doświadczenia z żelami antybakteryjnymi słowo 'antybakteryjny' zyskało w moich oczach nowy synonim - 'wysuszający', dlatego unikałam tego typu kosmetyków. Na szczęście okazało się, że nie każdy taki żel musi przesuszać naszą skórę. Żel Normacne oczyszcza skórę ze wszystkich zanieczyszczeń - nadmiaru sebum, a nawet pozostałości po makijażu, pozostawiając ją świeżą, orzeźwioną i pobudzoną. Jego działanie antybakteryjne pomogło mi błyskawicznie pozbyć się drobnych, sporadycznych krostek i zapobiegać ich powstawaniu w przyszłości. Nawet pory stały się nieco mniej widoczne już po kilku dniach stosowania. Dwa tygodnie w Grecji przysporzyły mi czerwonego, spieczonego noska i nawet tej lekko uszkodzonej, wysuszonej skóry żel nie podrażnił. Brak alkoholu w składzie żelu na pewno ma wpływ na jego delikatność. Mogę zapomnieć o czerwonych plamach na twarzy tuż po umyciu oraz o nieprzyjemnym ściągnięciu. Jego zapach jest świeży, orzeźwiający, ale delikatny. Dość gęsta konsystencja ułatwia nam rozprowadzenie go po całej twarzy bez spływania z dłoni, a delikatna pianka uprzyjemnia codzienne oczyszczanie skóry. Opakowanie żelu jest bardzo wygodne i praktyczne - dzięki pompce z łatwością wydobędziemy dokładnie tyle kosmetyku ile potrzebujemy, a bezpieczna blokada pozwoli nam na zabranie go ze sobą choćby na wakacje. Minimalistyczny design wygląda elegancko w łazience i zachęca do codziennego stosowania :) 





Podsumowując... 
Dla mojej mieszanej skóry ten żel okazał się idealny - dokładnie oczyszczał z nadmiaru sebum szczególnie podczas upalnych dni, ale jednocześnie nie powodował przesuszenia. Moja skóra była świeżutka po każdym myciu, a z biegiem czasu stawała się coraz gładsza. Według mnie ten żel do strzał w dziesiątkę dla posiadaczek skóry mieszanej, zwłaszcza jeśli stosujemy go latem.

Dostępność...
Jeśli chciałybyście się skusić na żel i sprawdzić, czy i u was zda on egzamin, tutaj możecie sprawdzić gdzie najbliżej waszego miejsca zamieszkania znajduje się apteka, w której dostępne są kosmetyki Dermedic. Wystarczy wpisać kod pocztowy lub województwo. Na tej samej stronie znajdziecie również odnośnik do apteki Nowa Farmacja, gdzie możliwe są zakupy on-line. Za
200 ml buteleczkę zapłacimy 20,99 zł.


A w następnym poście dotyczącym kosmetyków Dermedic pojawi się płyn micelarny z tej samej serii :)


Zapraszam na stronę internetową Dermedic, gdzie znajdziecie wszystkie informacje na temat kosmetyków tej marki.

http://www.dermedic.pl/