28 sierpnia 2014

Zapowiedzi - co nowego na blogu i gdzie będę, kiedy mnie nie będzie.

Wakacje dla wielu właśnie dobiegają końca, a dla mnie, na całe szczęście, dopiero teraz nabierają rozpędu :) Już za kilka godzin spełniam swoje marzenie i wyjeżdżam na dwa tygodnie do raju - na grecką wyspę Zakynthos.

Problemy, przeszkody, rozczarowania...

Wycieczkę zarezerwowaliśmy na początku wakacji, a do tej pory już pech zdążył nas złapać - trzy tygodnie przed wyjazdem okazało się, że Itaka postanowiła zrezygnować z lotów na tę wyspę po 5 września, gdyż mieli za mało chętnych. Szkoda, że nie szanują swoich klientów, którzy już dokonali zakupu i zostali na lodzie. Została nam zaproponowana zamiana - wylot kilka dni wcześniej z Katowic, a nie z Wrocławia, jak miało wcześniej być. Chłopak zmienił termin urlopu, wszystko pozałatwiane, mieliśmy nadzieję że mimo problemów wszystko będzie już ok. Dzień później telefon z kolejną przykrą wiadomością - jednak w hotelu nie da się dostosować terminu noclegu do wylotów, więc okazało się, że jedyna nasza szansa to wylot z Poznania, w takim terminie, jaki miał być na początku. Biuro zaproponowało rekompensatę w postaci zwrotu kosztu paliwa na lotnisko oraz opłatę parkingu przez dwa tygodnie, więc niby są kwita, no ale właśnie... Niby. Bo teraz zamiast 15 minut jazdy na lotnisko, około dwóch godzin spędzonych na lotnisku (wymagana obecność 2h wcześniej) oraz ok 2,5 godziny lotu, nasza podróż zajmie koło trzech razy dłużej. Droga do Poznania to ok. 3h, trzeba wziąć pod uwagę ewentualne korki czy wypadki i wyjechać w zapasie ok. 1h wcześniej, załatwić sprawę z parkingiem, potem 2h na lotnisku i 2,5 godziny lotu. Jasne, cieszę się że wyjeżdżamy, że się udało ostatecznie wszystko dograć, ale niezbyt dobrze znoszę tak długie podróże z powodów zdrowotnych, w dodatku masa stresu przy każdej ze zmian. Dla kogoś tak ciężko znoszącego stres jak ja, nie była to przyjemna sytuacja... No i kwestia urlopu chłopaka - całe szczęście, że nie było z tym problemu, ale co by zrobił ktoś, kto nie ma takiej elastyczności w pracy i wyrozumiałego szefa? Biuro podróży takiej wielkości i z takim prestiżem nie powinno pozwolić sobie na takie działania. Jeśli były już osoby, które podpisały umowę, wykupiły dane wakacje, nie powinno się ich tak potraktować, na trzy tygodnie przed wyjazdem... Co zrobić? Albo następnym razem udać się do innego biura, albo wierzyć, że to wyjątkowa sytuacja i więcej nic takiego się nie powtórzy...


Bardzo miła Pani obsługująca nas w Itace stwierdziła, że skoro taki pech dopadł nas na samym początku, to sam wyjazd uda się świetnie. I tego będę się trzymała.

.... i miłe niespodzianki.

A tymczasem firma Dermedic idealnie wyczuła czas i ogromnie poprawiła mi kiepski humor, dając chwilę odpoczynku od stresu. Nawiązanie współpracy z tą marką jest dla mnie fantastyczną wiadomością, gdyż zawsze byłam do niej bardzo pozytywnie nastawiona, a już mój pierwszy kontakt z produktem tej marki był niezwykle udany, o czym pisałam tutaj. W dodatku miałam bardzo duży wpływ na to, co będę mogła przetestować, by kosmetyki były idealnie dobrane do mojej skóry. Oto, co będzie mi towarzyszyło przez najbliższy czas:




Jeśli ciekawi was czym charakteryzują się poszczególne kosmetyki, zapraszam na stronę marki Dermedic, gdzie znajdziecie ich opisy i składy. A ja już zabieram się za testowanie, a dokładniej kosmetyki zabieram ze sobą na wakacje. Miejmy nadzieję, że będzie im się podobało na Zakynthosie ;)

Do zobaczenia za dwa tygodnie!

26 sierpnia 2014

Manhattan Mega Lash - Extreme Volume & Curve Mascara

Ostatnio pokazywałam zapowiedzi nowości w drogerii Rossmann, wśród których znalazł się m. in. tusz Manhattan Mega Lash - Extreme Volume & Curve Mascara. Jesteście ciekawe jak się spisał i czy warto na niego zapolować podczas wrześniowych zakupów? 





Tusz Manhattan Mega Lash skrywa dość oryginalną szczoteczkę, zbudowaną z trzech wybrzuszeń, naśladujących coś w rodzaju spirali. Szczoteczka ta sprawia, że z łatwością docieramy do każdej rzęski i równomiernie pokrywamy wszystkie rzęsy tuszem, nie brudząc przy tym powieki. Malowanie się jest łatwe, a tusz wygodny w użytkowaniu. Spisuje się świetnie na co dzień - nie wymaga wiele czasu by uzyskać satysfakcjonujący efekt, nie skleja rzęs nawet w pośpiechu, a mała szczoteczka nie grozi wsadzeniem sobie w oko, gdy np. spieszymy się do pracy. Sprawia, że rzęsy są ładnie rozdzielone, pogrubione i stają się dobrze widoczne. Ten efekt pogrubienia nie jest spektakularny, ale na co dzień nadaje się idealnie. Utrzymuje się bez żadnych problemów przez cały dzień i wieczorem wygląda wciąż jak tuż po pomalowaniu. Z łatwością zmywa się podczas demakijażu. Jak najbardziej polecam :)


Moje rzęsy ostatnio nie chcą ze mną współpracować, a ja bardzo bym chciała znów mieć długie, ładnie wywinięte, gęste rzęsy, dlatego od kilku dni stosuję na nich pewien specyfik, mając nadzieję na poprawę ich kondycji. Jaki to specyfik i czy mój eksperyment zadziałał dowiecie się za kilka tygodni :)


22 sierpnia 2014

Moi ulubieńcy w oczyszczaniu twarzy - nowa seria Ziaja Liście Manuka

Długo szukałam takiego żelu do mycia twarzy, który idealnie spisałby się w przypadku mojej mieszanej twarzy - raz przesuszonej, a raz przetłuszczającej się w strefie T. Potrzebowałam czegoś, co dobrze oczyszczałoby moją skórę, zmniejszałoby widoczność porów, zapobiegało powstawaniu drobnych niedoskonałości (zdarza mi się to bardzo sporadycznie, ale tak czy siak chciałabym temu zapobiec), ale przy tym wszystkim nie wysuszałoby jej i nie dawało uczucia ściągnięcia. Drogeryjne żele antybakteryjne przeznaczone do młodej skóry zwykle dają mojej cerze więcej złego niż dobrego - przez swoje silne działanie wysuszają ją i dają odwrotne efekty do zamierzonych.


Gdy tylko na rynku pojawiła się nowa seria Ziaji - Liście Manuka - bardzo chciałam ją przetestować. Akurat potrzebowałam jakiegoś żelu do twarzy na wyjazd, postanowiłam więc że będzie to idealny czas na sprawdzenie tej nowości. Do koszyka wpadł więc żel z peelingiem oraz pasta do głębokiego oczyszczania twarzy przeciw zaskórnikom. Kilka tygodni później w moim pudełku z Programu Nowości pojawił się również tonik zwężający pory. Dlatego dziś mogę podzielić się opinią o aż trzech kosmetykach z nowej serii firmy Ziaja :)

Działanie drzewa Manuka przedstawia się następująco:



Żel z peelingiem oczyszczający pory na dzień/na noc 
Ziaja Oczyszczanie Liście Manuka


Jestem nim po prosu zachwycona! Ma wszystkie cechy, które powinien mieć mój żel idealny. Jest zamknięty w nie za dużej, ani nie za małej buteleczce wyposażonej w pompkę - to rozwiązanie zdecydowanie najwygodniejsze, jeśli chodzi o ten rodzaj kosmetyku. W ten sposób zawsze wyciśniemy sobie odpowiednią ilość żelu na jednorazowe mycie twarzy - dla mnie to około 1-2 pompki. Buteleczkę bez problemu można zablokować, by podczas podróży jej zawartość nie wylała się do walizki - dla mnie to bardzo ważne, szczególnie w ostatnim okresie, kiedy dużo podróżuję. Przezroczyste opakowanie umożliwia nam kontrolę nad tym, jak dużo żelu jeszcze zostało. Jego działanie jest po prostu bez zastrzeżeń - świetnie oczyszcza skórę z każdych zanieczyszczeń (również makijażu). Drobinki zatopione w żelu są idealnej wielkości i ostrości jak na codzienne stosowanie - na pewno nie podrażnimy sobie nimi twarzy, ale są one wyczuwalne. Wygładzają skórę, pozbawiają nas martwego naskórka, dają przyjemny masaż naszej skórze. Nie mam trądziku, więc nie wypowiem się na temat jego działania w przypadku tego problemu, ale czasem na mojej skórze pojawi się jakaś drobna, czerwona krostka (zatkany por), a odkąd stosuję ten żel, przez 3 tygodnie pojawiły się takie jedynie dwie, po czym po dwóch dniach znikały całkowicie. Przy porządnie oczyszczającym działaniu, żel ten absolutnie nie wysusza skóry. Nie pojawiło się żadne uczucie ściągnięcia, ani podrażnienie. Żel nie pieni się za bardzo, co jest dla mnie ogromną zaletą - często miałam do czynienia z żelami, które pieniły się tak bardzo, że podczas mycia twarzy nie byłam w stanie oddychać. W dodatku pachnie po prostu prześlicznie - mega świeżo! I ta śmiesznie wręcz niska cena - ok. 6-9 zł, w zależności od sklepu.

  
 
Pasta do głębokiego oczyszczania twarzy przeciw zaskórnikom Ziaja Oczyszczanie Liście Manuka


Pastę tą używam kilka razy w tygodniu, zamiast żelu do twarzy z tej samej serii. Ma ona nieco mocniejsze działanie oczyszczające od żelu, mam wrażenie że jest w stanie dostać się głębiej w skórę, oczyszczając przy tym wszystkie pory, szczególnie te najbardziej uciążliwe - na nosie czy na brodzie. Wydobywa z nich wszystkie zanieczyszczenia, a z upływem czasu zmniejsza widoczność porów. Pomaga pozbyć się zaskórników. Szybko podsusza ewentualne niedoskonałości na twarzy, złuszcza je, ale jednocześnie nie wysusza skóry. Odkąd ją stosuję w parze z żelem oczyszczającym, prawie wcale nie pojawiają się na mojej skórze czerwone krostki, które czasem lubiły zagościć na mojej twarzy. Ma kremową konsystencję z zatopionymi drobinkami, które rozmasowane na twarzy dają uczucie drobnego piaseczku. Mycie nią jest wobec tego bardzo przyjemne i gwarantuje nam delikatny masaż skóry. Dzięki niemu skóra wygląda na zdrowszą, pobudzoną, poprawia się również jej koloryt. Pachnie tak samo nieziemsko jak pozostałe kosmetyki z serii. Cena - ok. 5-8 zł, w zależności od sklepu.


 Tonik zwężający pory na dzień/na noc
Ziaja Oczyszczanie Liście Manuka

 
  
Sięgam po niego zarówno rano, jak i wieczorem, tuż po umyciu twarzy żelem bądź peelingiem z tej samej serii. Na początku spryskiwałam nim wacik i nim pocierałam twarz - niestety, tonik bardzo szybko wsiąkał w wacik, który mimo wszystko wciąż wydawał się suchy, a na twarz przedostawało się bardzo niewiele kosmetyku. Dlatego też zmieniłam strategię - rozpylam go najpierw bezpośrednio na twarz, a potem pocieram ją suchym wacikiem. W ten sposób tonik ma szansę zadziałać na mojej skórze, a wacik pomaga usunąć ewentualne, pozostałe na twarzy zanieczyszczenia. Tonik bardzo fajnie odświeża skórę, a uczucie to pozostaje z nami przynajmniej przez kilka godzin, dlatego też szczególnie chętnie sięgałam po niego w upały. Zwłaszcza wtedy, gdy siedziałam w domu bez makijażu - rozpylałam go na twarzy kilka razy w ciągu dnia ;) Czy obiecane działanie zwężające pory rzeczywiście miało miejsce? Hmm, odkąd stosuję żel, pastę i ten tonik jednocześnie, pory na mojej skórze są faktycznie mniej widoczne. Ciężko mi ocenić jednak, na ile on się do tego przyczynił, w porównaniu z pozostałymi, stosowanymi przeze mnie kosmetykami z serii. Cena - ok. 6-9 zł, w zależności od miejsca zakupu.


Podsumowując - cała seria jest dla mnie absolutnym ulubieńcem i mam wrażenie, że na długo przy niej pozostanę, bo to właśnie tego potrzebowała moja skóra. Systematycznie będę kupowała żel do twarzy, na pastę pewnie od czasu do czasu się skuszę (nie mam problemu z niedoskonałościami, więc będę na pewno zużywała ją powoli), a z tonikiem nie jestem pewna (do tej pory nie używałam wielu toników i nie jest to dla mnie kosmetyk niezbędny).

Gdzie kupić? Najlepiej sprawdzić tutaj. Cała seria niedługo pojawi się w drogerii Rossmann, jak i pewnie w wielu innych sieciowych drogeriach. Kosmetyki Ziaja często dostępne są w aptekach (raczej w wyższej cenie) i supermarketach. Ja dwa kosmetyki z serii zakupiłam we Wrocławiu w Rynku w drogerii Jasmin.

20 sierpnia 2014

Bronzer Essence Beach Cruisers

Miałam pokazać go już dawno, a gdzieś mi umknął wśród innych zdjęć. Wciąż jeszcze można go kupić w wielu drogeriach z szafami Essence, więc najwyższa pora przedstawić go tutaj. Mowa o bronzerze Essence Beach Cruisers.


Do tej pory bronzer nie był moim niezbędnym kosmetykiem, rzadko po niego sięgałam, raczej wybierałam róże do policzków. Przyszło jednak lato, a w raz z nim nowa kolekcja Essence, zawierająca bardzo ładnie prezentujący się bronzer, więc róże szybko poszły w kąt. Zobaczcie, jak ładnie prezentuje się nowość od Essence.


Opakowanie ma całkiem ładne, a sam w sobie wygląda ślicznie - nie za ciemny, nie za jasny, z dodatkiem rozświetlacza, ukrytego w palemce. Prezentuje się bardzo wakacyjnie i zdecydowanie zachęca do zakupu. Niestety - nie minęło kilka dni odkąd trafił do mojej kosmetyczki, a pewnego razu wypadł mi z ręki. Upadek skończył się dla niego tragicznie - pokruszył się w drobny mak. Nie chciałam się z nim jednak rozstać, bo jest dla mnie idealny - daje naturalny, delikatny efekt, a ja jako niezbyt doświadczona w tym temacie osoba nie zrobię sobie krzywdy, nakładając go za dużo ;) Pierwszy raz spotkałam się z prasowanym kosmetykiem, który by tak pięknie pachniał - trochę kokosem, trochę kakao - nie pogardziłabym takimi perfumami. Drobinki w opakowaniu są mocno widoczne, ale na twarzy już nie - bardzo ładnie wtapiają się w skórę i nie rzucają aż tak bardzo w oczy - widać je jedynie w mocnym słońcu. Cena bardzo przystępna - ok. 12 zł. Powinien być dostępny jeszcze w wielu drogeriach, ja go wciąż spotykam na półkach sklepowych. Jestem z niego bardzo zadowolona, ale co zrobić - jak to każda limitowana kolekcja, wkrótce zniknie ze sklepów, a na dodatek mój egzemplarz jest całkowicie pokruszony. Zużyję to, co z niego zostało i zacznę rozglądać się za jakimś zastępstwem.




Co kupić, gdy ten już mi się skończy? Jaki jasny, delikatny, naturalny bronzer poleciłybyście?

17 sierpnia 2014

W upały zamiast podkładu - Olay Total Effects 7in1 CC Cream

Wraz z nadejściem lata, podkłady odsuwam na bok, chowam do szafki i  z radością sięgam po znacznie lżejsze kosmetyki - kremy BB. Odkąd kremy CC weszły na rynek, bardzo mnie zaintrygowały, dlatego niezwykle ucieszyłam się z możliwości przetestowania kremu Olay Total Effects, który wydawał mi się idealnym towarzyszem upalnych dni. Czy faktycznie się nim okazał? Zdecydowanie tak! 

Do czego służy krem CC? Na początek opis producenta:

Olay Total Effect CC Krem nawilżający na dzień z ochroną UV (SPF 15) z dodatkiem korektora poprawiającego wygląd cery. Zawiera upiększające pigmenty BB kremu, dla natychmiastowego efektu ukrycia niedoskonałości skóry + 50% więcej odmładzającego kompleksu Vitaniacyny niż BB krem Total Effects. Daje natychmiast efekt nieskazitelnej cery, jednocześnie korygując jej koloryt z upływem czasu dla gładszego i młodszego wyglądu skóry. Pomaga zwalczać aż 7 objawów starzenia się skóry: 1. Poprawia wygląd szarej, matowej cery 2. Nadaje cerze blask i zdrowszy wygląd 3. Wygładza i wyrównuje powierzchnię skóry 4. Minimalizuje widoczność porów skóry 5. Wyrównuje koloryt cery i zmniejsza widoczność przebarwień 6. W widoczny sposób zmniejsza widoczność zmarszczek i linii mimicznych 7. Nawilża dla jędrnego wyglądu skóry Pojemność - 50ml. Występuje w 2 wariantach: dla jasnej i średniej karnacji.
opis pochodzi ze strony Rossnet.pl

Mimo, że z kremu CC na pewno chętniej skorzystają starsze kobiety, to jego działanie również może przypaść do gustu posiadaczkom młodej skóry. Szara i matowa cera to nie tylko oznaka starzenia - wiele młodych kobiet boryka się z szarawym odcieniem skóry, który sprawia, że wyglądamy na zmęczone. Blask i zdrowy wygląd? - każda z nas tego pragnie. Wygładzenie, zminimalizowanie widoczności porów, wyrównanie kolorytu cery - tego właśnie potrzebuje moja skóra. Dlatego też krem nie powędrował do mojej mamy, a sama postanowiłam go przetestować.






Od teraz to mój numer jeden na każde lato! Tuż po nałożeniu przez chwilę może wydawać się za ciemny dla jasnych karnacji, ale wrażenie to szybciutko mija, bo jego odcień bardzo ładnie dopasowuje się do koloru skóry. W kilka sekund wtapia się w skórę i staje zupełnie niewyczuwalny - nie ma więc mowy o tłustej, wolno wchłaniającej się warstwie. Z nim możemy zapomnieć o świeceniu się skóry, a przywitać piękny, promienny, zdrowy, subtelny blask. Nasza cera nie tylko wygląda na pięknie odżywioną, ale właśnie taka się staje każdego dnia - nawilżona, gładziutka i miękka w dotyku. Osoby z niedoskonałościami skóry na pewno chętnie sięgną dodatkowo po podkład, gdyż krem ten nie jest kryjący. Z tym nie będzie żadnego problemu, gdyż nałożone na niego podkłady nie ważą się ani nie rolują. Ja prawie cały czas stosowałam go jako zamiennik podkładu, szczególnie nad morzem - dlatego jako duży plus uważam zawartość filtra SPF15. Świetnie spisywał się każdego dnia, dobrze wyglądał nawet po calutkim dniu spędzonym na plaży. Teraz, po powrocie z wakacji, wciąż po niego sięgam i jestem pewna, że na długo tak zostanie :)


A tu porównanie do podkładu L'oreal True Match w odcieniu N1, który używałam przed latem, a teraz jest dla mnie za jasny. Krem CC od Olay zupełnie inaczej zachowuje się na skórze niż jakikolwiek podkład, dużo bardziej się stapia ze skórą po rozsmarowaniu.

14 sierpnia 2014

Nowości drogerii Rossmann na wrzesień

Przez mój pobyt nad morzem w lipcu nie miałam kiedy pokazać wam pudełka Programu Nowości, zapowiadającego kosmetyki wchodzące do drogerii już wkrótce! Mam już w domu od kilku godzin kolejne, a na blogu jeszcze nie pojawiło się to, którego kosmetyki już kilka dni temu skończyłam recenzować :) W systemie na stronie Rossnet.pl przy części z tych kosmetyków widnieje informacja, że będą dostępne we wrześniu, a przy części że w październiku. Z doświadczenia wiem jednak, że kosmetyki z otrzymanego przeze mnie pudełka w znacznej większości są już w sprzedaży od następnego miesiąca w Rossmannie, także spodziewam się, że to, co znalazło się w pudełku, będzie dostępne już głównie we wrześniu, a nie dopiero w październiku. Tak czy siak podejrzewam że wszystkie zaglądamy tam dość często, więc gdyby coś wpadło wam w oko, na pewno wypatrzycie to na półce, gdy tylko pojawi się w drogerii :)

No to... zaglądamy! 




W pudełku tym znalazły się następujące kosmetyki/przekąski/przedmioty:

  • Manhattan Mega Lash - pogrubiający i podkręcający tusz do rzęs
  • Lovely Top Jewels 1 - brokatowy top coat
  • Rimmel Lasting Finish 25h odcień 200 - podkład
  • Ziaja Oczyszczanie Liście Manuka - tonik zwężający pory
  • Mel Merio Pure - woda perfumowana
  • Laura, Panna Cotta - ochronny sztyft do ust
  • Original Source Coconut - żel pod prysznic
  • Wellness&Beauty mango i papaja - olejek do ciała
  • Bella Perfecta Maxi Blue - podpaski
  • Oshee Vitamin Energy Formula Magnez - napój witaminy i minerały
  • Vaseline Intensive Care Cocoa Radiant - balsam do ciała w spray'u
  • Fusswohl - cążki do skórek
  • Chrupak Piekarnia Galicyjska - chlebek, pieczywo chrupkie, orkisz + słonecznik
  • Wedel, KarmelLove - czekolada karmelowa
Tak jak wyżej wspomniałam, kosmetyki te otrzymałam miesiąc temu, wszystkie już zrecenzowałam dla drogerii Rossmann, a część z nich pojawi się również na blogu. Muszę przyznać, że pudełko to bardzo przypadło mi do gustu, wszystko mogłam przetestować osobiście, gdyż było dostosowane do mojej skóry, miało odpowiedni odcień (np. podkład) itd. Mogę już teraz zdradzić, że jeden produkt absolutnie podbił moje serce i okazał się jednym z najlepszych kosmetyków jakie w ogóle kiedykolwiek używałam. Możecie zgadywać, ale za jakiś czas tak czy siak dowiecie się tego tutaj :)

Wypatrzyłyście coś dla siebie? Wpisujecie któryś produkt na listę zakupów? :)

13 sierpnia 2014

Nowa seria Tołpa Hiszpański Ryż - szampon i odżywka chroniące kolor i regenerujące uszkodzenia włosów

Bardzo lubię kosmetyki Tołpy, a do tej pory miałam do czynienia głównie z ich świetnymi produktami do pielęgnacji i oczyszczania twarzy. Tym razem pora na włosy - w pudełku z Programu Nowości drogerii Rossmann znalazłam dwa kosmetyki z nowej serii wprowadzonej niedawno przez Tołpę - Hiszpański Ryż - przeznaczonej do włosów farbowanych i zniszczonych zabiegami fryzjerskimi, polecanej szczególnie dla wrażliwej skóry głowy. Według producenta, zarówno szampon, jak i odżywka z tej serii, mają za zadanie odbudować i wzmocnić strukturę włosów, chronić przed promieniowaniem UV, zapobiegać płowieniu koloru, regenerować uszkodzenia powstałe w wyniku zabiegów fryzjerskich, wygładzić, przywrócić połysk i elastyczność, ułatwić rozczesywanie i układanie włosów.  

Moje włosy już do połowy odrosły i wróciły do naturalnego koloru, ale od połowy aż po końce wciąż pamiętają jeszcze ostatnie farbowanie u fryzjerki, która pomogła mi dobrać idealny odcień farby tak, bym mogła zaprzestać farbowania na zawsze i wrócić do własnego koloru. Udało jej się to świetnie, ale nie wiedzieć czemu, farbowanie to niesamowicie zniszczyło mi włosy. Na szczęście, od roku nie musiałam już farbować włosów i powoli je odbudowuję, by znowu były zdrowe, silne i piękne :) Dlatego seria ta okazała się dla mnie strzałem w dziesiątkę - efekt obiecany przez producenta to właśnie to, czego teraz najbardziej potrzebuję. Czy udało się go uzyskać? 



Szampon Tołpa Hiszpański Ryż - regenerujący, chroniący kolor
 Skład: torf tołpa.®, ekstrakt z ziaren hiszpańskiego ryżu, ekstrakt z owoców shikakai, proteiny pszenicy

Szampon ten od innych odróżnia wyjątkowo gęsta konsystencja, która po rozprowadzeniu na włosach tworzy przyjemną i obfitą, równie gęstą pianę. Świetnie oczyszcza i odświeża włosy, a po umyciu sprawia, że stają się one fantastycznie nawilżone, miękkie i gładziutkie w dotyku. Uwielbiam efekt sypkich włosów, który osiągam dzięki temu szamponowi. Zawsze używałam szamponu w towarzystwie odżywki, dlatego nie zauważyłam żadnego splątania włosów. Jeśli chodzi o działanie ochronne koloru - widzę, że włosy znacznie bardziej lśnią i wyglądają na dużo zdrowsze już po kilku myciach. Sprawdził się jednak również na tej części włosów, która odrosła już naturalna, niepofarbowana, jako ochrona przed promieniami słonecznymi :) Stosowałam go podczas dwutygodniowego pobytu nad morzem, gdy moje włosy po całodniowym pobycie na rozgrzanej słońcem plaży stawały się dużo bardziej wymagające niż zwykle, więc tym bardziej jestem zachwycona jego działaniem. Jest to jeden z najbardziej pielęgnacyjnych szamponów, jakie do tej pory miałam. Sam w sobie działa u mnie praktycznie jak odżywka, a nie tylko oczyszczający szampon. Ogromny plus za wygodną, bardzo estetyczną i bezpieczną buteleczkę, która aż krzyczy, by spakować ją do walizki i zabrać na wakacje!



 Włosomaniaczki - co myślicie o składzie tego szamponu?


Odżywka Tołpa Hiszpański Ryż - regenerująca, chroniąca kolor
 Skład: torf tołpa.®, ekstrakt z ziaren hiszpańskiego ryżu, ekstrakt z owoców shikakai, proteiny pszenicy


Wreszcie trafiłam na odżywkę, która świetnie nawilża włosy -  i to już w trakcie mycia! Często zdarzało mi się do tej pory po rozprowadzeniu w czasie mycia kosmetyków na włosach czuć, że stają się one szorstkie i paskudnie splątane. Ta odżywka, nałożona tuż po umyciu głowy szamponem z tej samej serii, błyskawicznie wygładzała każde pasmo włosa - czujemy to już pod prysznicem, na mokrych włosach. Nie miałam problemów z rozczesaniem kosmyków, a po wysuszeniu ślicznie się układały, były miękkie, sypkie i odżywione. Jej konsystencja jest równie gęsta jak szamponu, przypomina bardziej treściwe maski, niż odżywki, z łatwością jednak rozprowadzisz ją na całej długości. Jeśli potrzebujesz nawilżenia włosów, zarówno tych farbowanych jak i naturalnych - ta odżywka, w zestawieniu z szamponem, będzie twoim sprzymierzeńcem w walce o zdrowe, piękne włosy.


Podsumowując - seria ogromnie przypadła mi do gustu, okazała się świetnie spełniać potrzeby moich włosów, jednocześnie zdobywając u mnie tytuł jednej z najlepszych serii do włosów, jakie do tej pory miałam okazję testować. Jedynym minusem może być dość wysoka cena - aktualnie w Rossmannie za odżywkę (125 ml) zapłacimy 29,99 zł, a za szampon (200 ml) 26,99 zł. Myślę jednak, że za tak wysoką jakość i świetne efekty można raz na jakiś czas zapłacić trochę więcej, a jeśli to dla was tak czy siak za dużo, warto polować na promocje :)

9 sierpnia 2014

Jagodowa muffinka bez żadnych ograniczeń - masło do ciała Perfecta Spa

Uwielbiam masła do ciała - nie tylko ich gęsta konsystencja, ale też typowe dla nich opakowanie przemawia do mnie znacznie bardziej, niż zwykłe balsamy w tubce. Latem jednak gęste i treściwe masła nie sprawdzają się zbyt dobrze przy upałach, a ja wolę sięgnąć po coś lżejszego. Kompromisem idealnym jest nowość od Perfecty - masło Jagodowa Muffinka. 


Która z nas nie lubi jagodowych muffinek? Teraz nie musimy się już ograniczać i martwić o zdradliwe kalorie! Umiarkowanie gęste masełko bardzo łatwo rozpływa się na naszej skórze i tworzy przyjemną, wygładzającą i nawilżającą otoczkę, która świetnie odżywia naszą skórę. Masełko to jest jednak znacznie lżejsze, niż typowe, 'zbite' masła do ciała, a jego konsystencja przypomina raczej gęsty jogurt niż masło. Dlatego właśnie idealnie sprawdzi się latem, gdy nasza skóra potrzebuje mocnego nawilżenia, ale nie chcemy jej obciążać ciężkim kosmetykiem w upały. W dodatku niesamowicie apetycznie pachnie! Zapach jest mocno owocowy, zdecydowanie bardziej przypomina jagodowy jogurt niż ciastka. Masełko jest wyczuwalne przez długi czas na skórze, ale nie jest tłuste, ani zbyt ciężkie. Dla tych, którzy nie lubią w ogóle czuć balsamów na skórze, nie będzie raczej dobrą opcją. Masełko to ucieszy przede wszystkim te osoby, które potrzebują porządnej dawki odżywienia dla suchej skóry. Muszę jednak sprostować obietnicę producenta o 'puszystej' konsystencji - spodziewałam się po niej takiego musu w słoiczku, a niestety jest to typowe, jogurtowe masełko.



5 sierpnia 2014

Kuchenne improwizacje - pyszna zapiekanka z kaszy jaglanej z warzywami

Bardzo lubię gotować - szczególnie odkąd zamieszkałam z moim mężczyzną, mam ogromną kuchnię i sama robię zakupy spożywcze - znacznie łatwiej jest mi dzięki temu zebrać się do zabawy w kuchni i kontrolować to, co przygotowuję. Często sięgam po przepisy - z internetu, z programów kulinarnych czy ukochanych książek kucharskich (moja stała pozycja na wishliście!), ale czasem przychodzi taki dzień, kiedy nie potrafię się ogarnąć (dostosować do przepisu, dokupić brakujące składniki itd.) i nachodzi mnie ochota na wielką improwizację. Czasem z kolei nie jest taka wielka, bo planuję ją dzień wcześniej, albo po prostu modyfikuję klilka przepisów, łącząc w jeden własny. Zdarza się też tak, że nagle przypominam sobie o jakimś produkcie spożywczym, który dawno nie gościł w moim menu, albo z powodu znudzenia chociażby mięsem, nachodzi mnie ochota na jakieś danie bogate w warzywka. Tak było i tym razem - dzień wcześniej pomyślałam sobie, że zjadłabym coś absolutnie warzywnego, a w dodatku dobrze byłoby do tego dołączyć kaszę jaglaną, która dawno nie leżała na moim talerzu ;) Co z tego wyniknęło?

Zasada była jedna - brak zasad.
  • Składniki to tylko te rzeczy, które naprawdę lubię.
  • Kolejność wykonywanych czynności totalnie dowolna i niezaplanowana.
  • Ilość składników dyktowana intuicją i przypadkiem.
  • Długość gotowania 'na oko'.
  • Przyprawy - dowolne, te lubiane, a może i trochę przypadkowe.
Nie idź za przepisem - wymyśl swój.
Improwizuj i nie bój się ryzyka.
Najwyżej będzie niedobre! :D

Z takimi dewizami przeszłam do działania. Skoczyłam na zakupy, wybrałam ulubione warzywka i zabrałam się za gotowanie. Padło na brokuł, cukinię, dwie papryki - czerwoną i żółtą, pieczarki i marchewkę. Najpierw je wszystkie porządnie umyłam, obrałam, pokroiłam. Łatwiej jest zrobić to wszystko za jednym zamachem, niż później wracać do obierania kolejnych warzyw, jednocześnie robiąc kilka innych rzeczy.


Poróżyczkowany brokuł wstawiłam do gotowania (nie soliłam, bo odkąd solę tak mało jak się tylko da, to sól po prostu już nie jest mi potrzebna), a w międzyczasie na patelni z rozgrzaną oliwą z oliwek podsmażyłam obrany i posiekany czosnek (warto zaopatrzyć się w specjalny do tego przyrząd, który nam skróci to zadanie do minimum).


Na podsmażony już czosnek wrzuciłam pokrojone pieczarki i poddusiłam. Potem, na tej samej patelni, to samo zrobiłam z paprykami.



W międzyczasie ugotowałam ok. 3 szklanki kaszy jaglanej, zgodnie z instrukcją na opakowaniu, aż do momentu prawie całkowitego wyparowania wody.


Cukinii i marchewki nie gotowałam - lubię wersję chrupiącą tych warzywek. Tutaj pełna dowolność - zawsze możecie je ugotować. Cukinię obrałam ze skórki, chociaż nie jest to konieczne.


Żaroodporne, dość duże naczynie posmarowałam masłem. Po chwili wyłożyłam je połową ugotowanej wcześniej kaszy jaglanej.



I zupełnie nie wiem dlaczego, ale od tego momentu zapomniałam zrobić kilku zdjęć, które by nam się tutaj teraz przydały. To co zrobiłam potem nie jest jednak skomplikowane, więc po prostu krótko opowiem. Na pierwszą warstwę kaszy ułożyłam wszystkie warzywka. Okazało się ich trochę za dużo, ale warzyw nigdy zbyt wiele. Potem wpadłam na pomysł, by resztkę rosołu wymieszać z trzema łyżkami koncentratu pomidorowego oraz przyprawami i polać tą mieszanką kaszę. Powstał w ten sposób pyszny sosik, który urozmaicił jej smak. Na to wszystko położyłam drugą warstwę kaszy, zalałam jajkiem wymieszanym z mlekiem i wstawiłam do piekarnika. Piekłam około 15-20 minut w temperaturze 190 stopni. Zaglądałam do niej co jakiś czas i w ten sposób oceniłam, kiedy była już gotowa. Po wyjęciu z piekarnika wyglądała i pachniała przepysznie.

 

UWAGA: Jeśli chcecie, żeby zapiekanka miała ładny kształt prostokąta, wystarczy poczekać aż trochę ostygnie i dopiero wtedy ukroić kawałek. Stygnąc, zapiekanka zaczyna się 'scalać' :)

Było totalnie improwizowanie, a wyszło przepysznie. Warto czasem podjąć to ryzyko, że coś może nie wyjść i posłuchać swojej intuicji. A wy lubicie improwizować w kuchni? Jeśli tak - dlaczego?