27 lipca 2014

Max Factor CC Highlighter - rozświetlacz idealny?

 Jeśli czytałyście poprzedni post, wiecie że ostatnie dwa tygodnie spędziłam na wakacjach nad polskim morzem :) Przepraszam za długą przerwę, wracam już do was z zapasem pozytywnej energii i zapraszam na nowy post!

Do tej pory nigdy nie używałam typowego rozświetlacza - w kąciki oczu czy na linię pod brwiami zawsze używałam po prostu rozświetlających cieni, a mój makijaż na policzkach ograniczał się do różu/bronzera. Gdyby nie to, że rozświetlacz pojawił się w moim pudełku w ramach Programu Nowości, pewnie nie sięgnęłabym po tego typu kosmetyk, choć wiem, że są i takie wśród nas, co nie mogą się bez niego obyć.




Rozświetlacz Max Factor CC to praktyczna i wygodna w użyciu wysuwana i wsuwana kredka. Użycie jest banalnie proste, a dzięki odpowiedniej konsystencji kredki możemy z łatwością kontrolować stopień rozświetlenia. Po jednym maźnięciu kredką, na skórze pojawia się delikatna poświata z maleńkimi, niemalże niewidocznymi drobinkami - ich przeciwniczki nie skreślą tego produktu, bo naprawdę ich ilość jest minimalna, a efekt bardzo subtelny. Warstwa rozświetlacza jest w dotyku delikatnie lepka, ale absolutnie nie jest to tłustawa powłoka. Jest bardzo trwała, nie rozmazuje się ani nie rozsypuje po twarzy, przez cały dzień zostając na swoim miejscu. Nie waży się, nie podkreśla suchych skórek, nie sprawia żadnych problemów. Jak na pierwszy tego typu kosmetyk jest dla mnie idealna - wiem, że pomalowanie się nią zajmuje mi kilka sekund, a i nie zrobię sobie nią krzywdy, bo naprawdę ciężko jest tutaj przesadzić z ilością :)



A wy używacie rozświetlacza? Na co dzień, czy na większe wyjścia? Jaki jest wasz idealny rozświetlacz? :)

13 lipca 2014

Wakacyjne must have - co zabieram na plażę?

Jeździłyście z rodzicami na wakacje nad morze w dzieciństwie? Ja co roku, zwykle w to samo miejsce - do Pobierowa. Gdy byłam małą dziewczynką, uwielbiałam to i nie mogłam się doczekać. Potem przyszedł czas, gdy w wieku 14-17 lat, wydawało mi się że będę się tam strasznie nudzić - szczególnie, że rodzice jeździli zawsze na dwa tygodnie. Wtedy marzyły mi się obozy, kolonie, z ludźmi w moim wieku, z którymi mogłam szaleć, imprezować, wygłupiać się nad basenem. A teraz? Mieszkając w innym mieście niż rodzice, wiodąc to swoje 'dorosłe życie', nie mogę się znów doczekać wakacji z rodzicami :) Za kilka chwil znów wspólnie wybieramy się na 2 tygodnie nad morze i mimo nieprzewidywalnej polskiej pogody, niezbyt interesującego krajobrazu i niewielu atrakcji, niezwykle cieszy mnie perspektywa tych czternastu dni pełnych relaksu, czytania książek, spacerów brzegiem morza...

Nie sposób jednak nie dostrzegać ogromnej wady wakacji nad polskim morzem - właśnie tej nieprzewidywalnej pogody. Zdarzało nam się smażyć na plaży przez bite dwa tygodnie, a zdarzało się owijać we wszystkie zabrane ze sobą cieplejsze ubrania, bo było tak paskudnie. Dlatego też zdecydowanie wolę wakacje za granicą i z moim mężczyzną co roku wybieramy się w jakieś nowe, piękne, gorące miejsce - w tym roku będzie to bajeczna wyspa Zakhyntos, we wrześniu. Tak czy siak, oba wyjazdy ogromnie mnie cieszą.

Planowałam stworzyć posta, który dotyczyłby znienawidzonej przeze mnie czynności - pakowania na takie dłuższe wakacje. Wiem, że nie jest to łatwa sprawa i wiele osób ma do niej aż taką awersję jak ja, i dlatego też taki post mógłby wielu osobom ułatwić ten przykry element wyjazdów... ale nie wyszło z dwóch względów: a) właśnie takiego, że nienawidzę tej czynności i przełamać się nie mogłam, b) każdy wypad wymaga innych must have'ów, co sama doświadczam w te wakacje - najpierw wyjazd nad nieprzewidywalne polskie morze, a potem do wiecznie słonecznej Grecji. 

Stąd też pomysł na dużo łatwiejsze zestawienie - rzeczy, które obowiązkowo zabieram ze sobą na plażę - niezależnie od tego, czy znajduję się nad polskim morzem, czy w upalnym, śródziemnomorskim kraju.



1. Na plaży bez kostiumu, to jak ryba bez wody - tego chyba tłumaczyć nie trzeba. Mój ulubiony krój to właśnie taki jak w zestawieniu, czyli proste majtki i góra bez ramiączek - daje mi najładniejszą i najbardziej praktyczną opaleniznę, jest wygodny i pasuje do mojej sylwetki. Ale to nie znaczy, że nie sięgam po inne! Co do materiału - podobają mi się zarówno te gładkie, jak i wzorzyste. Zwykle na dwa tygodnie zabieram ich kilka, a że posiadam wiele ciekawych 'gór' od kostiumu, a uniwersalnych 'dołów', mogę dowolnie komponować swoje ulubione zestawy na każdy dzień :) Te w zestawieniu to zeszłoroczna kolekcja Calzedonii.

2. Lekki kocyk zajmujący niewiele miejsca w torbie - w tym roku kupiliśmy w Ikei narzutę na łóżko Fabrina (25,99) i jest to absolutny ideał na plażę - nie jest tak ciężka jak typowe koce, nie klei się do niej piasek, jest cieniutka, a na tyle duża by spokojnie rozłożyły się na niej dwie osoby. Bardzo nie lubię dotyku polaru na mojej skórze, ale ten fioletowy kocyk z Ikei (9,99) kupiłam z myślą o piknikach, bo był na tyle tani, że nie byłoby mi szkoda, gdyby zniszczył się od częstego prania. Jest na tyle miękki, że nawet mi nie przeszkadza materiał, z którego jest zrobiony.

3. Gumowe sandałki - kiedyś myślałam, że totalnie nie nadają się na upały, bo mogą odparzać stopy. Okazało się jednak, że tego typu buty stały się moim absolutnym must-have nad morzem, zarówno tym polskim, jak i zagranicznym. Są superwygodne (moich stóp absolutnie nie odparzają ani nie powodują odcisków), bardzo łatwe w utrzymaniu (czyszczenie ich to kilkanaście sekund), nie niszczą się podczas spacerów po żwirowej/kamienistej plaży za granicą albo w drodze na plażę przez las w polskich miejscowościach (szyszki i kamienie zawsze niszczyły mi takie piankowe japonki, a tych nic nie jest w stanie ruszyć). W dodatku są bardziej uniwersalne od tych piankowych - świetnie wyglądają zarówno w typowo plażowych stylizacjach, jak i do elegantszej sukienki wieczorem :) Te beżowe w prawym górnym rogu to Reserved (34,99), a pozostałe to przykłady znalezione w internecie.

4. Pojemna torba - gdyby tylko łatwiej dostępne były materiałowe, płócienne torby, ale z dodatkowym zapięciem w środku (by nic nam z niej nie wyleciało w piasek)... Niestety, ciężko taką zdobyć, dlatego do tej pory jakoś radziłam sobie z tymi niezapinanymi - te bardziej drogocenne czy narażone na zniszczenie rzeczy chowałam do jakiejś mniejszej kosmetyczki, by były dodatkowo bezpieczniejsze. Ta w arbuzy pochodzi ze Stradivariusa (29,99, dostępne również inne, zabawne wzory). Zawsze podobały mi się również wiklinowe koszyki, choć są nieco mniej praktyczne. Ten w zestawieniu również możemy zdobyć w Stradivariusie (59,99).

5. Obowiązkowo kapelusz - posłoneczne bóle głowy to nic przyjemnego. Aby mieć równie udany wieczór, co całodzienne lenistwo na plaży, warto pamiętać o nakryciu głowy. Mamy ich teraz dostępnych tyle, że każda z nas znajdzie coś odpowiedniego dla siebie, nawet jeśli tak jak ja nie przepadała do tej pory za czapkami. Ja zawsze sięgam po typowo męski krój, taki jak w zestawieniu. Swój ulubiony kupiłam na dziale męskim w House albo Croppie, w zeszłym roku. Być może kupię sobie jeszcze taki duży, szeroki, typowo damski krój w kształcie koła :)

6. Wypełniacze czasu - książka (a na dwa tygodnie co najmniej 3), mp4 z ulubioną muzyką, gazety, książeczka Sudoku, aparat... Nie lubię bezczynnego leżenia plackiem, więc zawsze zabieram ze sobą kilka rzeczy, które umilą mi czas spędzony nad brzegiem morza. W tym roku planowałam spakować do walizki Gwiazd naszych wina (John Green), ale nie mogłam dorwać jej w bibliotece, więc znalazłam e-booka - no i stało się, nie wytrzymałam do wyjazdu, pochłonęłam już prawie całą ;) Mam nadzieję, że uda mi się wypożyczyć Igrzyska Śmierci (Suzanne Collins), bo film niesamowicie mi się spodobał. Na wyjazd na półce czeka już Zemsta ubiera się u prady (Lauren Weisberger) - wiele osób mówi że kiepska, więc nie spodziewam się tak dobrej książki jak część pierwsza, ale przeczytać koniecznie muszę :)

7. Coś do przekąszenia - jeśli wybieram się na plażę, zwykle przed wyjściem jem pożywne śniadanko, a na obiadokolację idę dopiero wieczorem, dlatego zawsze pamiętam by zabrać coś do przekąszenia ze sobą - owoce, kanapkę, sałatkę... I obowiązkowo dużo wody!

8. Kilka plażowych, kosmetycznych niezbędników - balsam do opalania z filtrem (w tym roku chyba Lirene), olejek przyspieszający opalanie (Ziaja, masło kakaowe), woda termalna (np. Vichy), mgiełka do ciała (np. Bath&Body Works), nawilżane chusteczki (np. Cleanic Ice-Cooling), niezastąpiony Tangle Teezer i gumki do włosów.

A wy co obowiązkowo zabieracie na plażę? Jakie książki planujecie spakować do walizki? Koniecznie podzielcie się tytułami :)

Do zobaczenia za 2 tygodnie!

8 lipca 2014

Hit i kit jednej marki - dwa kosmetyki Kallos - maska do włosów i odżywka w spray'u

Będąc zadowolona z jakiegoś jednego kosmetyku danej firmy, chętnie z ciekawości sięgam po inne jej propozycje, z myślą, że mogą sprawdzić się one u mnie równie dobrze. Która z nas tego nie robi? Tym razem jednak nie trafiłam zbyt dobrze i moje uwielbienie do maski Kallos Keratin nic tutaj nie pomogło, bo spray do włosów okazał się niewypałem... Dlaczego?


Zestaw ten mógłby okazać się idealny - bardzo ładny design opakowań, zadziwiająco niskie ceny (litr maski ok. 10 zł, odżywka ok. 8 zł), łatwe użycie... A jednak, coś tu nie gra.


Maska Kallos Keratin to mój absolutny ulubieniec w kategorii pielęgnacji włosów i nie znalazłam do tej pory żadnego kosmetyku, z którego byłabym aż tak zadowolona. Jest bajecznie prosta w użyciu, a jej konsystencja pozwala nam eksperymentować ze sposobami wykorzystania - możemy ją tradycyjnie nałożyć na mokre włosy tuż po umyciu i spłukać po kilku minutach, możemy dowolnie wydłużać czas trzymania na głowie, możemy również nałożyć ją na suche włosy jeszcze przed myciem na kilkadziesiąt minut, możemy użyć jej zamiast szamponu, możemy też nałożyć ją na całą noc... pomysłów w internecie krąży wiele, a ja mam wrażenie, że do tej pory każdy z nich niezaprzeczalnie spisał się u mnie świetnie. Jest to jedyna odżywka, która już w czasie mycia cudownie wygładza i rozplątuje(!) moje włosy, które odrastają już kilkanaście miesięcy po całkowitym zaprzestaniu farbowania (i strasznie przez to się plączą od tego czasu właśnie na tej długości, gdzie jeszcze zostały te po farbowaniu). Wreszcie nie mam żadnego problemu z rozczesaniem, więc jestem skłonna powiedzieć że ona nie tyle ułatwia rozczesywanie, co sama rozczesuje włosy. Kosmyki są sypkie, mięciutkie w dotyku, gładkie, pięknie się układają i lśnią zdrowym, zachwycającym blaskiem. Fryzura przy tym absolutnie się nie puszy, ale też nie jest obciążona (mam proste, długie włosy, nie wiem jak będzie w przypadku np. kręconych i skłonnych do puszenia się). Ogromnym plusem jest to, że nawet w przypadku ciągłego stosowania (oczywiście nie codziennie, tylko np. 2 razy w tygodniu w moim przypadku), nie zmniejsza się jej efekt. Wciąż tak samo dobrze działa na włosy. Jej wydajność jest aż niebezpiecznie duża - taki słój starcza mi spokojnie na kilka miesięcy, muszę aż uważać, żeby nie dać jej się przeterminować. Nie jest to opakowanie, które zabierzemy ze sobą w podróż, ale można ją dostać w małym, poręczniejszym słoiczku i wozić go ze sobą bez problemu. Możemy ją wygodnie i z łatwością kupić chociażby w Hebe, ale także w internecie czy specjalistycznych sklepach z kosmetykami do włosów (np. fryzjerskimi). Cena wciąż pozostaje aż śmiesznie niska - w okolicach 10 zł za taki wielki słój.



A z kolei ta odżywka w spray'u zwana dwufazowym pielęgnacyjnym balsamem okazała się sporym rozczarowaniem. Najgorszy był zapach - nigdy jeszcze mi się nie zdarzyło, żeby zapach jakiegoś kosmetyku mnie po prostu odrzucał. Dziwna sprawa, bo po kilku zastosowaniach on po prostu zniknął i teraz jest jakiś taki znośny. Co z tego jednak, jeśli odżywka prawie w ogóle nie działa? Stosowanie jest faktycznie proste, przyjemne i wygodne, a włosy po jej użyciu nie są ani obciążone, ani nie przetłuszczają się. Na tym jednak kończą się jej zalety, bo odżywka nie ułatwia rozczesywania, nie zauważyłam też obiecanego nawilżenia i wzmocnienia. Keratyna i jedwab w składzie powinny dać znacznie lepsze efekty, tego też spodziewałam się po marce.


A może wy miałyście tą odżywkę w spray'u i u was spisała się lepiej? Dajcie koniecznie znać!

3 lipca 2014

Niebieska kredka Rimmel Exaggerate Deep Ocean + dwa makijaże z jej użyciem

Długo nie mogłam przekonać się do niebieskich kredek do oczu i nie przekonywały mnie argumenty, że całkiem nieźle pasują one do mojej tęczówki. Zawsze unikałam niebieskiego w makijażu i to nie tylko w przypadku kredki. Trzeba jednak spróbować wszystkiego - tym bardziej, że wraz z nadejściem lata niebieskie linie wodne czy cały makijaż oka w tym odcieniu stał się niezwykle modny :) Kiedy kredka Rimmel Exaggerate w odcieniu Deep Ocean wpadła w moje ręce, stwierdziłam że to najwyższa pora na eksperymenty i wyjście poza swoje dotychczasowe przyzwyczajenia.


Kredka ta znajduje się w bardzo poręcznym opakowaniu, który posiada dodatkowo gąbeczkę do jej rozcierania na powiekach. Ważną zaletą sztyftu jest to, że jest on wysuwany, a także wsuwany - mamy więc możliwość kontrolowania zużycia kredki, a tym samym ułatwione każdorazowe użycie. Kredka ma przepiękny kolor - głęboki, intensywny niebieski, który pięknie podkreśla tęczówkę oka. Producent zapewnia, że jest wodoodporna - a ja po testach mogę to potwierdzić - kredka w kontakcie z wodą czy łzami nie rozpływa się, nie rozmazuje - aby ją zmyć z dłoni po swatchach samą wodą, musiałam baaardzo długo i mocno pocierać namalowane kreski. Świetnie sprawdza się na linii wodnej, a jej wodoodporność sprawia, że spokojnie możemy wykonać nią wakacyjne makijaże i nie przejmować się na plaży czy basenie, że kredka skończy na naszych policzkach. Jeśli chodzi o rozmazywanie - niestety, tu nie jest idealna - dość łatwo rozetrzeć ją palcem czy gąbeczką, ale przy tym traci ona swój głęboki kolor. Zamiast rozcierać, ściera się i staje dużo jaśniejsza. Tak czy siak wada ta może być zaletą - szczególnie, gdy chcemy wykonać smoky eyes.






A tu dwa makijaże wykonane z użyciem kredki i głównie cieni z palety Sleek Au Naturel.




Używacie niebieskiej kredki? :)

1 lipca 2014

Nowości Rossmanna na przełom lipca i sierpnia

Jesteście ciekawe, co w Rossmannie pojawi się już wkrótce? :) Zaglądamy do kolejnego pudełka Programu Nowości.




Tołpa - hiszpański ryż - regenerujące i chroniące kolor - szampon i odżywka do włosów - co prawda moje włosy już od ponad roku nie były farbowane i tylko od połowy zostały jeszcze te, które farbowanie pamiętają, ale chronić kolor warto każdy, ten naturalny również, dlatego myślę, że seria świetnie sprawdzi się na wakacjach
Olay Total Effects 7 in one CC Cream - latem lubię odłożyć wszystkie podkłady na bok i sięgać po absolutne minimum, BB i CC kremy, dlatego ten oto osobnik będzie mi towarzyszył przez najbliższych kilkanaście tygodni, albo w samotności, albo w połączeniu z odrobiną podkładu - to się jeszcze okaże
AA Prestige - maseczka łagodząco-kojąca - chociaż nie jestem miłośniczką saszetek, lubię czasem sięgnąć po porządnie pielęgnującą maseczkę do twarzy. Czy i ta okaże się być prawdziwą przyjemnością?
Bielenda Super Power Mezo Tonik - chociaż działanie odmładzające raczej nie jest przeze mnie pożądane ani mi potrzebne, myślę, że krzywdy sobie nim na pewno nie zrobię, a takie odświeżenie skóry tonikiem to istny relaks dla skóry
Gabriela Sabatini Miss Gabriela Night - do tej pory uważałam tą serię dla raczej dojrzałych kobiet, ale już po pierwszym psiknięciu przepadłam. Mój mężczyzna również :)
Naturella Calendula Tenderness Plus - wkładki typu 'plus' zawsze omijam szerokim łukiem, bo wydają mi się okropnie niewygodne a i nie potrzebne, ale te tutaj były miłym zaskoczeniem, bo plus w ich przypadku oznacza większą chłonność, a nie długość wkładki.

Testowanie już zaczęłam i recenzje tradycyjnie będą pojawiały się na blogu. A wy, dopisujecie coś do swojej listy zakupów?