Bardzo lubię gotować - szczególnie odkąd zamieszkałam z moim mężczyzną, mam ogromną kuchnię i sama robię zakupy spożywcze - znacznie łatwiej jest mi dzięki temu zebrać się do zabawy w kuchni i kontrolować to, co przygotowuję. Często sięgam po przepisy - z internetu, z programów kulinarnych czy ukochanych książek kucharskich (moja stała pozycja na wishliście!), ale czasem przychodzi taki dzień, kiedy nie potrafię się ogarnąć (dostosować do przepisu, dokupić brakujące składniki itd.) i nachodzi mnie ochota na wielką improwizację. Czasem z kolei nie jest taka wielka, bo planuję ją dzień wcześniej, albo po prostu modyfikuję klilka przepisów, łącząc w jeden własny. Zdarza się też tak, że nagle przypominam sobie o jakimś produkcie spożywczym, który dawno nie gościł w moim menu, albo z powodu znudzenia chociażby mięsem, nachodzi mnie ochota na jakieś danie bogate w warzywka. Tak było i tym razem - dzień wcześniej pomyślałam sobie, że zjadłabym coś absolutnie warzywnego, a w dodatku dobrze byłoby do tego dołączyć kaszę jaglaną, która dawno nie leżała na moim talerzu ;) Co z tego wyniknęło?
Zasada była jedna - brak zasad.
- Składniki to tylko te rzeczy, które naprawdę lubię.
- Kolejność wykonywanych czynności totalnie dowolna i niezaplanowana.
- Ilość składników dyktowana intuicją i przypadkiem.
- Długość gotowania 'na oko'.
- Przyprawy - dowolne, te lubiane, a może i trochę przypadkowe.
Nie idź za przepisem - wymyśl swój.
Improwizuj i nie bój się ryzyka.
Najwyżej będzie niedobre! :D
Z takimi dewizami przeszłam do działania. Skoczyłam na zakupy, wybrałam ulubione warzywka i zabrałam się za gotowanie. Padło na brokuł, cukinię, dwie papryki - czerwoną i żółtą, pieczarki i marchewkę. Najpierw je wszystkie porządnie umyłam, obrałam, pokroiłam. Łatwiej jest zrobić to wszystko za jednym zamachem, niż później wracać do obierania kolejnych warzyw, jednocześnie robiąc kilka innych rzeczy.
Poróżyczkowany brokuł wstawiłam do gotowania (nie soliłam, bo odkąd solę tak mało jak się tylko da, to sól po prostu już nie jest mi potrzebna), a w międzyczasie na patelni z rozgrzaną oliwą z oliwek podsmażyłam obrany i posiekany czosnek (warto zaopatrzyć się w specjalny do tego przyrząd, który nam skróci to zadanie do minimum).
Na podsmażony już czosnek wrzuciłam pokrojone pieczarki i poddusiłam. Potem, na tej samej patelni, to samo zrobiłam z paprykami.
W międzyczasie ugotowałam ok. 3 szklanki kaszy jaglanej, zgodnie z instrukcją na opakowaniu, aż do momentu prawie całkowitego wyparowania wody.
Cukinii i marchewki nie gotowałam - lubię wersję chrupiącą tych warzywek. Tutaj pełna dowolność - zawsze możecie je ugotować. Cukinię obrałam ze skórki, chociaż nie jest to konieczne.
Żaroodporne, dość duże naczynie posmarowałam masłem. Po chwili wyłożyłam je połową ugotowanej wcześniej kaszy jaglanej.
I zupełnie nie wiem dlaczego, ale od tego momentu zapomniałam zrobić kilku zdjęć, które by nam się tutaj teraz przydały. To co zrobiłam potem nie jest jednak skomplikowane, więc po prostu krótko opowiem. Na pierwszą warstwę kaszy ułożyłam wszystkie warzywka. Okazało się ich trochę za dużo, ale warzyw nigdy zbyt wiele. Potem wpadłam na pomysł, by resztkę rosołu wymieszać z trzema łyżkami koncentratu pomidorowego oraz przyprawami i polać tą mieszanką kaszę. Powstał w ten sposób pyszny sosik, który urozmaicił jej smak. Na to wszystko położyłam drugą warstwę kaszy, zalałam jajkiem wymieszanym z mlekiem i wstawiłam do piekarnika. Piekłam około 15-20 minut w temperaturze 190 stopni. Zaglądałam do niej co jakiś czas i w ten sposób oceniłam, kiedy była już gotowa. Po wyjęciu z piekarnika wyglądała i pachniała przepysznie.
UWAGA: Jeśli chcecie, żeby zapiekanka miała ładny kształt prostokąta, wystarczy poczekać aż trochę ostygnie i dopiero wtedy ukroić kawałek. Stygnąc, zapiekanka zaczyna się 'scalać' :)
Było totalnie improwizowanie, a wyszło przepysznie. Warto czasem podjąć to ryzyko, że coś może nie wyjść i posłuchać swojej intuicji. A wy lubicie improwizować w kuchni? Jeśli tak - dlaczego?
UWAGA: Jeśli chcecie, żeby zapiekanka miała ładny kształt prostokąta, wystarczy poczekać aż trochę ostygnie i dopiero wtedy ukroić kawałek. Stygnąc, zapiekanka zaczyna się 'scalać' :)
Było totalnie improwizowanie, a wyszło przepysznie. Warto czasem podjąć to ryzyko, że coś może nie wyjść i posłuchać swojej intuicji. A wy lubicie improwizować w kuchni? Jeśli tak - dlaczego?
zjadłam oczami:)
OdpowiedzUsuńWygląda przepysznie :) Zjadłabym . Ja też zazwyczaj dodaję składniki te co lubię i tak aby mi smakowało :) Gotuję "na oko" ;)
OdpowiedzUsuńWygląda przepysznie. I nie gniewaj się, ale dałaś mi motywację do jutzrejszego obiadu. Dzisiaj postawiłam na swoje niezawodne leczo, ale nie wiedziałam co mnie czeka jutro :) Tak samo jak ty lubie eksperymentować, jednak ja tylko w "branży" sałatkowej :) w innych tzw. dziedzinach kulinarnych nie czuje się dobrze :)
OdpowiedzUsuńWygląda cudownie! :)
OdpowiedzUsuńPyyszności! <3
OdpowiedzUsuńO rety, wygląda pyszniaście! Dobrze, że jestem świeżo po obiedzie :D
OdpowiedzUsuńmmmy pysznie to wygląda :) mimo, że przed chwilą jadła już zgłodniałam na widok tej zapiekanki :)
OdpowiedzUsuńSame pyszności tu widzę ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam ♥
przepysznie to wygląda :) muszę sobie taką zrobić :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie :)
Wygląda pysznie i tak też pewnie smakuje :)
OdpowiedzUsuńJa w ostatnim czasie również uwielbiam próbować i wymyślać :)
Pysznie wygląda <3
OdpowiedzUsuńNajlepsze są takie improwizacje w kuchni i braki zasad :)
OdpowiedzUsuńWychodzi najlepsiejsze jedzonko <3
Pycha :3
http://pozytywizja.blogspot.com/
Tytuł posta nie brzmiał dla mnie zachęcająco, ale patrząc na zdjęcia zachęcona jestem bardzo :)
OdpowiedzUsuńWow, wygląda naprawdę bardzo smacznie. Ja mam problem z improwizacją w kuchni, nie mam aż takiej wyobraźni. Ale może z Twojego bloga odgapię parę kulinarnych pomysłów i coś zrobię :)
OdpowiedzUsuńwww.am-kubicowelove.blogspot.com
przepysznie wygląda!
OdpowiedzUsuńo nie, u mnie nigdy żadnej kuchennej samowolki, skończyłoby się to bardzo źle dla konsumujących :D gratuluję wyczucia i kuchennej odwagi. Zapiekanka na pewno pyszna, a skoro jest i przepis to może i ja wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńhttp://aandafactory.blogspot.com
http://www.facebook.com/AandAfactory
uwielbiam takie improwizacje, wtedy wszystko smakuje lepiej ;) a ta zapiekanka wygląda naprawdę ciekawie, jednak zamieniłabym brokuł którego nie lubię, na kalafior na przykład ;)
OdpowiedzUsuńojaaa jak pysznie wyglada *o*
OdpowiedzUsuńKaszę jaglana i wszelkiego rodzaju warzywa uwielbiam, więc sądzę, że taka zapiekanka przypadłaby mi do gustu :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię dania z tą kaszą, na słodko i na słono ;)
OdpowiedzUsuńwygląda pysznie ;)
OdpowiedzUsuńNapewno bylo bardzo dobre ;p ja tez powoli biore sie za przeprowadzke z facetem i nie moge sie doczekac kuchni tylko dla mnie ;))
OdpowiedzUsuńWygląda pysznie. Chętnie bym spróbowała :)
OdpowiedzUsuńkasza jaglana to coś co kocham!! prawie jakbym mój obiad widziała!
OdpowiedzUsuńSuper!
Mniam :)
OdpowiedzUsuń