Najwyższy czas na podsumowanie
14-dniowego wyzwania Pantene, w którym brałam udział i dzięki któremu miałam przyjemność przetestować serię
Pantene Nature Fusion Oil Therapy. Czy seria ta faktycznie pozytywnie wpłynęła na kondycję moich włosów?
Zacznę może od głównej nagrody, czyli
możliwości wzięcia udziału w badaniu włosa w Centrum Medycyny Ekologicznej w Warszawie. O badaniu tym pisałam już wcześniej
w tym poście i jeśli jesteście ciekawe na czym ono polegało i co miało na celu, odsyłam was właśnie tam :)
Jeśli chodzi o badanie, to wiąże się ono z nieprzyjemną dla mnie sytuacją. Do badania należało wyciąć włosy tuż przy samej głowie, wybrać tą część, która rośnie do 2-3 cm od skóry głowy. Reszta kosmyka oczywiście szła do kosza, gdyż witaminy i minerały można zbadać właśnie we włosach jak najbliżej skóry głowy. Potrzeba było objętości łyżki stołowej, a kosmyki powinny być wycięte z różnych miejsc przy potylicy. Już gdy wycinałam włosy, było to dla mnie naprawdę przykre, gdyż nie mam ich zbyt dużo... A z każdym kolejnym wyciętym pasmem zaczynało ich widocznie ubywać. Wycięłam ich naprawdę sporo, mając nadzieję że to właśnie taka ilość, jaką potrzeba do badania. Okazało się jednak, że wysłałam zaledwie... 1/3 tego, ile było trzeba! Byłam w szoku, bo to ile włosów wycięłam wydawało mi się naprawdę ogromną ilością. Niemalże ze łzami w oczach docięłam pozostałą część i wysłałam do badania. Czy było warto? Sama nie wiem, co odpowiedzieć na to pytanie...
Po badaniu otrzymałam na pocztę książeczkę z wynikiem badań, wyjaśnieniem zależności między różnymi witaminami i minerałami znajdującymi się w moich włosach, opisem jak wpływają one na moje zdrowie, a także różnymi ciekawymi wykresami. Lektura ta była bardzo interesująca i niektóre rzeczy faktycznie wyjaśniały np. moje samopoczucie czy problemy ze zdrowiem. Znalazłam jednak takie, które zupełnie się nie zgadzały i których w rzeczywistości nie doświadczałam. Ciekawą sprawą było kilka stron z rozpisanym jadłospisem, dostosowanym do moich wyników, a także przepisami na pyszne dania. Najdziwniejsza była jednak dla mnie strona z rozpiską suplementów, które powinnam łykać. 'Program suplementacyjny' to tabelka na całą stronę A4 z listą suplementów, które powinnam łykać rano, w południe i wieczorem. Gdybym miała się do tego dostosować, musiałabym łykać... 20 tabletek dziennie! (chyba, że niektóre suplementy byłyby połączone np. w jeden kompleks, ale według tabeli jest to 20 jednostek różnych suplementów).
Czy poddałabym się temu badaniu, gdybym miała po wszystkim cofnąć się w czasie? Raczej nie, bo szkoda mi utraconych włosów. Program jest ciekawy, ale bardzo obszerny i nie jestem pewna, czy mi naprawdę potrzebny. Nie odczuwam żadnych niedoborów, wyniki podstawowych badań od dawna mam w normie, nie choruję.
A jeśli chodzi o serię kosmetyków, które testowałam?
Seria Nature Fusion Oil Therapy wzbudziła we mnie ciekawość, ale jednocześnie odnosiłam się do niej z dużym dystansem. Trudno było mi uwierzyć, że drogeryjny szampon o tak przystępnej cenie może okazać się rozwiązaniem moich problemów. Drogocenny olejek arganowy brzmi świetnie, ale czy jego ilość w składzie jest większa niż... znikoma?
Co tu dużo mówić - już po pierwszym myciu byłam ogromnie zaskoczona efektami, jakie dał mi szampon. Po pierwsze, w trakcie mycia po raz pierwszy moje włosy nie zaczęły się plątać - wręcz przeciwnie, mogłam włożyć palce między dowolne pasmo i przeciągnąć je aż do końcówek włosów, nie wyczuwając żadnych kołtunów! Mycie zatem było niesamowicie przyjemne, wygodne i łatwe - szampon cudownie się pienił, pięknie pachniał i bardzo dobrze rozprowadzał po całych włosach. To samo mogę powiedzieć o odżywce i masce, które w połączeniu z szamponem zdziałały u mnie cuda, naprawdę cuda! Mogę zapomnieć o poplątanych włosach po umyciu oraz w jego trakcie. Wreszcie pożegnałam się z problemem gubienia dużej ilości włosów podczas ich rozczesywania. Ale dopiero to co zobaczyłam po wysuszeniu włosów, przeszło moje najśmielsze oczekiwania - moje suche i zniszczone włosy stały się mięciutkie, błyszczące, pięknie się układały... To są te włosy, o których marzyłam! Niesamowicie podoba mi się to, jak cudownie nawilżone są włosy po użyciu całej serii :) Taka dawka drogocennego olejku fantastycznie wpływa na ich kondycję i potrafi zmienić wygląd nawet tych najbardziej zniszczonych włosów. Mam tylko jedno zastrzeżenie - alkohol tak wysoko w składzie w olejku może po długim stosowaniu źle wpływać na włosy i wysuszać je. Na szczęście przy używaniu olejku trzy-cztery razy w tygodniu (zaraz po myciu) nie zauważyłam takiego problemu i mam nadzieję, że po zużyciu całej butelki również się to nie wydarzy. Każdy z kosmetyków z serii jest bardzo wydajny i już teraz wiem, że starczy mi na długo - a to wszystko dzięki idealnej konsystencji tak samo w szamponie, jak i w odżywce czy olejku :) Jeśli chodzi o zapach, który dla wielu z nas jest bardzo ważny - w szamponie jest on śliczny, w odżywce niezły, a w olejku trochę zbyt 'alkoholowy'. Tak czy siak, włosy po umyciu i zastosowaniu olejku pachną bardzo świeżo i tak też wyglądają :) Muszę jednak wspomnieć o minusie, który zauważyłam dopiero po kilkunastu zastosowaniach serii - niestety, szampon, odżywka i maska sprawiają, że częściej muszę myć włosy, gdyż szybciej stają się oklapnięte i zaczynają przetłuszczać. Zwykle myję włosy co 2-3 dni, a w przypadku tej serii powinnam myć je co 1,5 dnia. Całą serię oceniam jednak bardzo pozytywnie - po raz kolejny przekonałam się, że Pantene doskonale wie, czego potrzebują moje włosy :)




Sięgnęłybyście po serię Pantene Nature Fusion Oil Therapy, czy macie inne sposoby na odżywienie włosów? :)