27 kwietnia 2014

Dwa kosmetyki dla dzieci, które uwielbiam.

Bardzo chętnie sięgam po kosmetyki przeznaczone dla dzieci - z założenia powinny być one bardziej delikatne i pielęgnacyjne, niż te których używamy na co dzień. Wiem, że wiele z was używa dziecięcego szamponu z Rossmanna do swoich włosów i jest nim zachwycona. Ja jeszcze nie miałam okazji po niego sięgnąć, ale za to udało mi się wypróbować kilka dziecięcych kosmetyków do mycia ciała i okazało się, że bardzo przypadły mi one do gustu - a szczególnie dwa, które pokażę w dzisiejszym poście :)


 Johnson's Baby Softwash Extracare


Kremowy żel do mycia ciała z oliwką od Johnson's Baby sprawił, że moja skóra znów była cudownie miękka i przyjemna w dotyku - jak skóra niemowlaka :) Używanie tego żelu było dla niej bowiem niezwykle przyjemne - kremowa konsystencja kosmetyku i delikatna piana bardzo przypadły mi do gustu! Dodatkowo fantastyczne nawilżenie, gładkość i elastyczność skóry po kąpieli przekonują mnie do kolejnego zakupu. Marka żelu i jej nastawienie na naturalną, delikatną pielęgnację przede wszystkim skóry dziecka, gwarantują mi, że stosowanie kosmetyku jest bezpieczne, dlatego też kosmetyk ten nie podrażnia, ani nie uczula. Jestem zwolenniczką pięknych, długo utrzymujących się na skórze zapachów żeli pod prysznic i tego tutaj mi odrobinę brakuje, gdyż zapach żelu Johnsons Baby jest co prawda świeży i delikatny, ale jednocześnie dość nijaki (co w sumie sprawdzi się świetnie w pielęgnacji skóry dziecka). Czasem jednak mam ochotę na taką delikatną pielęgnację i wtedy zapach ten jest idealny - koi i uspokaja. Plus za dużą pojemność, a co za tym idzie i praktyczność kosmetyku.


Hipp Babysanft - płyn do kąpieli i puszczania baniek


Płyn ten zauroczył mnie już od pierwszego spojrzenia - przypomniał mi moje cudowne dzieciństwo i jedną z ulubionych zabaw, jaką było właśnie puszczanie baniek. Nie mam dzieci, więc płynu używałam sama i wywołał on u mnie mnóstwo radości :) Bo kto powiedział, że dorośli nie chcieliby poczuć się znowu chociaż na chwilę dziećmi? A jeśli chodzi właśnie o pociechy - uważam ten płyn za fantastyczne i bezpieczne rozwiązanie. Perspektywa połączenia kąpieli z zabawą na pewno zachwyci niejednego malucha i sprawi, że być może nielubiana kąpiel stanie się jedną z najprzyjemniejszych czynności w ciągu dnia. I muszę szczerze przyznać - dla mnie również był świetną zabawą i umilił wieczorną kąpiel. A jego wpływ na skórę oceniam bardzo pozytywnie - dobre oczyszczenie i miękkość skóry są bardzo zauważalne!



A wy używacie jakiś kosmetyków dla dzieci?

24 kwietnia 2014

Zakupy w Rossmannie (-49%), mała pomyłka + porównanie odcieni L'oreal True Match N1 i N2

Promocja Rossmanna - -49% na podkłady, pudry, róże, korektory i bronzery do twarzy - skusiła również i mnie. Kilka dni przed rozpoczęciem akcji promocyjnej zaczęłam planować zakupy i próbowałam zdecydować się między kilkoma podkładami: Rimmel Wake me up, L'oreal Lumi Magique, Bourjois Healthy Mix oraz L'oreal True Match. Odcienie pierwszego były zbyt żółte dla mojej cery, ten drugi skreśliłam z obawy przed zbytnim świeceniem się, trzeci odpadł bo w Rossmannie, w którym byłam, akurat nie było szafy Bourjois. L'oreal True Match chciałam przetestować od dawna, ale w drogerii miałam ogromny problem z wyborem koloru.


Głowiłam się nad dwoma najjaśniejszymi, dostępnymi w polskim Rossmannie, czyli odcieniami N1 Ivory i N2 Vanilla. Ten pierwszy wydawał mi się odrobinę za jasny, tym bardziej, że wkrótce lato, więcej słoneczka i opalona buzia. Nie chciałam podkładu, który będzie jeszcze bardziej rozjaśniał moją już jasną skórę, ale nie chciałam też sztucznie jej przyciemniać zbyt ciemnym podkładem. Chciałam taki, który będzie idealnie współgrał z kolorem mojej skóry i nie będzie go zmieniał, bo przecież go lubię ;) True Match z założenia taki ma być - ma się idealnie stapiać ze skórą i dopasowywać do jej odcienia.


Naprawdę nie mogłam się zdecydować, który wybrać. W końcu pod wpływem namowy Pani sprzedawczyni, padło na ten nieco ciemniejszy, czyli N2 - w sklepowym oświetleniu nie widziałam między nimi dużej różnicy, a na mojej dłoni wyglądał nieźle (nie miałam możliwości doboru odcienia na żuchwie, takie rzeczy chyba tylko w Hebe). Pomyślałam, że nawet jeśli będzie za ciemny, to jedynie odrobinę i po prostu poczekam, aż moja buzia złapie trochę słoneczka. Gdy zobaczyłam go po wyjściu z drogerii w świetle naturalnym, nie byłam już tego taka pewna...



Odcień N2 okazał się dla mnie jednak mocno za ciemny i nałożony na dłoń miał zbyt dużo pomarańczowych tonów. Pomalowałam się nim dla próby i efekt bardzo mi się podobał - na twarzy wyglądał ślicznie, bardzo słonecznie i ciepło - jak moja skóra w czasie wakacji. Nawet chłopak zauważył tak sam z siebie, że moja twarz ładnie wygląda - a nie wiedział, że mam nowy podkład. Niestety, odcień skóry odcinał się od mojej bladej szyi (to właśnie mój problem - moja twarz ani skóra na ciele wcale nie jest tak jasna i blada, ale szyja owszem) i dlatego stwierdziłam, że nie mam co czekać aż się opalę, by móc ten podkład używać bez stresu, że wygląda to źle. Postanowiłam pobiec do Rossmanna po odcień N1, a N2 oddać mamie. Morał z tego krótki - rozsądne przemyślenie zakupów wcześniej wcale nie znaczy, że ze sklepu wyjdziemy zadowolone z wyboru :D


Przed zakupami szukałam w internecie swatchów porównujących oba te odcienie i jakoś nie dałam rady znaleźć. Jestem pewna że wielu z was bardzo się przydają, dlatego wrzucam zdjęcia w różnym świetle:




Do mojego koszyka zupełnie spontanicznie wpadł również krem BB Dream Pure od Maybelline - dopiero po powrocie do domu poczytałam o nim kilka opinii i wszystkie okazały się bardzo dobre, dlatego coś czuję, że to był udany zakup. Okaże się latem, bo to właśnie wtedy zamierzam go stosować.


A co wpadło do waszych koszyków w czasie promocji? :)

22 kwietnia 2014

Oszczędność czasu, czy podwójna robota? Krem do depilacji pod prysznicem Veet.

Dzięki Programowi Nowości drogerii Rossmann, do którego należę od sierpnia ubiegłego roku, często mogę wypróbować kosmetyki i produkty, których najprawdopodobniej sama bym nigdy nie kupiła. Tak też było i w tym przypadku, gdy wpadł w moje ręce krem do depilacji pod prysznicem Veet, który znalazłam w marcowym pudełku. Myślę, że nigdy nie trafiłby w moje ręce, gdyż po pierwsze - od dłuższego czasu używam depilatora, którego efekty są dla mnie fantastyczne, a po drugie - nie ufam zbytnio kremom do depilacji. Byłam więc podwójnie ciekawa, czy produkt ten mnie pozytywnie zaskoczy.


W tego typu kosmetykach najważniejszy jest efekt, dlatego zacznę właśnie od niego - przy delikatnych, miękkich i cienkich włoskach sprawdził się świetnie, ale... No właśnie, z tymi ciemnymi i twardymi poradził sobie już bardzo kiepsko. Mimo że zastosowałam się do wszelkich zaleceń z instrukcji obsługi i nawet przedłużyłam czas utrzymania kremu na ciele zgodnie z instrukcją do tego maksymalnego, po użyciu tej ostrzejszej części gąbeczki i po spłukaniu kremu ze skóry, część włosków wciąż pozostała na swoim miejscu... Plusem jest to że krem nie śmierdzi tak mocno jak inne tego typu preparaty oraz że nie uczula skóry, a pozostawia ją dość dobrze nawilżoną. Gąbeczka dołączona do kremu jest dużo wygodniejsza od szpatułki. Jego opakowanie jest wygodne, a dzięki temu kosmetyk dość łatwy w użyciu, jednak na tym kończą się te plusy. Jeśli ktoś chciałby pozbyć się jedynie jasnych, delikatnych i miękkich włosków - jak najbardziej polecam. Wtedy ogromny plus za skrócenie czasu depilacji - bardzo wygodne używanie kremu pod prysznicem. Natomiast jeśli ktoś ma włoski nieco grubsze i twardsze, może liczyć się z niepowodzeniem.






Rezultat tego eksperymentu? Wciąż nie ufam kremom do depilacji i pozostanę przy depilatorze czy też maszynkach. Na KWC też nie zebrał on najlepszych opinii, więc na szczęście nie jestem odosobniona w tych odczuciach :)

Zapraszam do polubienia mojego bloga na Facebooku! Będzie mi niezmiernie miło :)

18 kwietnia 2014

Tak ogromnej różnicy się nie spodziewałam - szczoteczka elektryczna Oral-B Profesional Care 500

Od dawna gdzieś tam po głowie chodził mi pomysł, że może by tak kiedyś kupić elektryczną szczoteczkę i zobaczyć, czy naprawdę jest się czym zachwycać. Niestety, zawsze jakoś cel ten odkładałam w przyszłość i coraz bardziej wątpiłam w to, że w końcu na takie urządzenie się zdecyduję. Kiedy szczoteczka Oral-B Professional Care 500 pojawiła się w niektórych pudełkach w ramach Programu Nowości drogerii Rossmann, wiedziałam że to właśnie na niej najbardziej mi zależy. Gdy już trafiła w moje ręce, byłam ogromnie podekscytowana i ciekawa, jak się u mnie sprawdzi.




 Przeczucia mnie nie myliły - ta szczoteczka okazała się dla mnie prawdziwą rewolucją w dbaniu o higienę jamy ustnej! Nigdy bym się nie spodziewała, że w tak krótkim czasie mogę osiągnąć taką czystość i niezwykłą świeżość - nie chcę nawet myśleć ile czasu musiałabym spędzić ze zwykłą szczoteczką w ręce, by uzyskać taki sam efekt! Zęby są jakby wypolerowane, ich płytka jest idealnie gładka i śliska.


Ogromnym zaskoczeniem było dla mnie również to, że moje dziąsła zupełnie przestały krwawić, a zdarzało im się to wcześniej od czasu do czasu. Teraz wiem że było to wynikiem jedynie zbyt mocnego przyciskania zwykłej szczoteczki do zębów i braku delikatności. Podczas używania szczoteczki Oral-B nic takiego nie ma miejsca, bo gdy urządzenie wykrywa zbyt duży nacisk, zaczyna zwalniać i brzmieć zupełnie inaczej niż podczas prawidłowego mycia.



Urządzenie jest bardzo łatwe w użyciu i  w czyszczeniu. Bardzo ładnie prezentuje się na naszej półce w łazience i nie zajmuje zbyt dużo miejsca. Ładowarka ma dość krótki kabel, dlatego musi stać blisko kontaktu. Bateria w szczoteczce wytrzymuje spokojnie tydzień, a następnie potrzebuje naładowania, które zwykle trwa całą noc. Jeśli jednak nie będziemy zwlekać z podłączeniem podstawki-ładowarki do kontaktu, ten długi czas ładowania w zupełności nie będzie nam przeszkadzał, bo szczoteczka w międzyczasie będzie nadawała się do natychmiastowego użycia. Kontrolki na rączce szczoteczki informują nas o tym, że bateria się wyładowuje (czerwona lampka), a także o tym, że jest ona w trakcie ładowania (mrugająca żółta).



Jedynym małym "problemem" mogą być dla nas wymienne końcówki szczoteczki, które są dość drogie - zwykle sprzedawane w zestawie po dwie, w zależności od rodzaju ich cena waha się między 50-70 zł. Producent zaleca kupowanie jedynie markowych końcówek, ale na rynku dostępne są również znacznie tańsze firmy (ok. 10 zł w Rossmannie, najtaniej jednak na allegro). Moim zdaniem warto jest po prostu polować na przecenę końcówek Oral-B w drogeriach i tym samym zainwestować jednak w sprawdzoną markę. Tym bardziej, że tego typu końcówki posłużą nam dłużej, niż zwykła szczoteczka.


Dla mnie jest to największe odkrycie w kategorii "łazienkowej" i teraz nie wiem, jak bym się bez niego obyła! Szczoteczka kosztuje w Rossmannie 199,99 zł, ale jest to bardzo dobra inwestycja w zdrowy i piękny uśmiech, a także pozbycie się wielu problemów. Jeśli koszt wydaje się spory i cel ten jest przez Was ciągle odkładany w przyszłość (tak jak było to u mnie), zawsze możemy podpowiedzieć komuś, że to właśnie ją chcielibyśmy dostać w prezencie np. na urodziny czy inne okazje - będzie to na pewno trafiony zakup.

15 kwietnia 2014

Pastelowa wielkanoc - zbiór inspiracji i zakupowy przegląd

W Wielkanocy najbardziej lubię rodzinne śniadanka - w zasadzie tylko w święta udawało nam się z rodzicami wspólnie zjeść porządne, długie śniadania, które zawsze wiązały się z mnóstwem śmiechu. To będą pierwsze święta Wielkanocne odkąd nie mieszkam już w rodzinnym domu, dlatego też tym bardziej nie mogę się ich doczekać! A tymczasem podzielę się z wami inspiracjami na świąteczne dekoracje, które niesamowicie wpadły mi w oko! Po przejrzeniu setek obrazków w internecie i odwiedzeniu kilku sklepów, doszłam do wniosku że ogromnie podoba mi się trend na pastelowe dekoracje :) Stąd też...



Zacznijmy od najważniejszego, czyli... dekorowania jajek! Ile zdjęć, tyle pomysłów - a każdy z nich absolutnie śliczny i efektowny. Myślę, że wiele z tych sposobów dekorowania jajek jest naprawdę prostych :) Poniżej wykonany przeze mnie zbiór zdjęć znalezionych na przeróżnych stronach w internecie.


A tutaj coś, co w Polsce nie jest jeszcze zbyt popularne, czyli... Wielkanocne wianki - najlepiej te własnoręcznie robione. Jestem pewna, że szybko zaczną pojawiać się w naszych domach i zyskają wielu zwolenników w naszym kraju :) Być może staną się kolejną tradycją, zaraz po malowaniu jajek? Byłoby fantastycznie!



A jeśli na własnoręcznie robione dekoracje do domu brak wam czasu, na pewno przypadnie wam do gustu mini przegląd zakupowy, w którym znajdziecie pozycje dostępne w Home&You, Empiku, Duce i Pakamerze. Moim zdaniem warto zajrzeć przede wszystkim do tego pierwszego sklepu, którego świąteczna oferta jest ogromna i każda pojedyncza rzecz po prostu zachwyca!

Planujecie kupić coś świątecznego do domu? A może sami wykonacie jakieś Wielkanocne ozdoby? No i oczywiście - co z jajkami? ;)

14 kwietnia 2014

Dwa kosmetyki Balea, które zachwyciły mnie nie tylko zapachem!


Co tu dużo mówić - ja również należę do ogromnego grona miłośniczek marki Balea i za każdym razem, gdy widzę te kosmetyki lub też wyrzucam puste już opakowanie, bardzo ubolewam nad tym, że drogerii DM nie mam pod nosem :( Wiem, że markę tę spotkać można nie tylko w Niemczech, ale także na przykład w internetowych drogeriach czy sklepach z niemieckimi kosmetykami - ale to już nie to samo, bo nie dość że kosztują zawsze co najmniej dwa razy więcej, to jeszcze nie mamy przed sobą pełnego asortymentu. No cóż, nie ma się nad czym rozwodzić, pozostaje nam tylko czekać z nadzieją, że DM pojawi się w Polsce. 

A tymczasem chciałabym przedstawić Wam dwa kosmetyki, które zakupiłam w czasie mojej przedświątecznej wycieczki do Drezna i po raz pierwszy pokazywałam tutaj. Mowa o żelu po prysznic Blaubeere oraz odżywce do włosów Mango + Aloe Vera.



Borówkowy żel pod prysznic był dla mnie przez cały okres przedwiosenny cudowną zapowiedzią lata. Jego słodki, intensywny, soczysty zapach sprawiał, że każda kąpiel była niezwykle przyjemna i pobudzająca! Ta mocno owocowa woń przypominała mi najpyszniejsze desery czy też cudownie pachnące kosmetyki dla dzieci. Radość z używania tego kosmetyku potęgował dodatkowo jego kolor - mocno niebieski, zbliżony do koloru zakrętki na opakowaniu. Jego konsystencja, podobnie jak w innych żelach Balea, jest idealna - kremowa, półpłynna, nie spływająca z dłoni. Żel dobrze rozprowadza się na skórze, tworząc delikatną pianę - wtedy też zmienia kolor na biały :) Formuła Polyfructol ma według producenta zatrzymać wilgoć i chronić skórę przed wysuszeniem - i zgadzam się w zupełności, że ta obietnica jest spełniona. Żel bardzo dobrze oczyszcza skórę i pozostawia na niej śliczny zapach. Jest wydajny, uzależniający i zdecydowanie przypadnie do gustu miłośnikom intensywnych aromatów :) Opakowanie, bardzo charakterystyczne dla marki Balea, zachęca wizualnie do zakupu i okazuje się bardzo wygodne oraz praktyczne. Jego cena w drogerii DM jest śmiesznie niska - 0,65 € (ok. 2,70 zł). Dostępność w Polsce jest niestety mocno ograniczona i sprowadza się jedynie do sklepów internetowych czy sklepów z niemiecką chemią, gdzie ceny oscylują w granicach 6-10 zł.



Nawilżająca odżywka Balea Mango + Aloe Vera nie bez powodu zrobiła furorę w polskiej blogosferze. Według mnie ma ona wszystkie cechy, które powinna mieć odżywka idealna - taka, od której lepszej już nie znajdziemy. Najważniejszą wśród tych cech jest niezwykłe nawilżenie włosów, które przejawia się w ich miękkości, gładkości i poślizgu. Włosy nabierają zdrowego blasku, energii i fantastycznej elastyczności. Koniec z przesuszonymi końcami - po jej użyciu nie będzie potrzebne nam już żadne serum czy olejek do końcówek. Na całej długości nasze pasma stają się po prostu piękniejsze już na pierwszy rzut oka. Tylko dzięki tej odżywce mogę całkowicie zapomnieć o moim problemie z rozczesywaniem włosów po umyciu - żaden inny kosmetyk do włosów nie dał mi aż takiej wygody przy czesaniu. Fantastyczna pielęgnacja i przepiękny, urzekający zapach - czego chcieć więcej? Gdy tylko stosuję tę odżywkę, zastanawiam się po co miałabym wydawać fortunę na jakieś profesjonalne, fryzjerskie kosmetyki do włosów, skoro w tym przypadku za 0,65 € (ok. 2,70 zł) dostaję takie cudo?! Jedynym minusem tutaj jest dostępność kosmetyku - znów zostaje nam do wyboru wycieczka do niemieckiego DMu, albo też zakup po dużo wyższej cenie w sklepach internetowych lub z chemią niemiecką.


A czy wy macie jakiś ulubieńców wśród kosmetyków Balea?

12 kwietnia 2014

Marcowe nowości w drogerii Rossmann

W moje ręce trafiło kolejne, marcowe pudełko w ramach Programu Nowości drogerii Rossmann :) Bez zbędnego gadania, zajrzyjmy co znajdowało się w środku!


Największą radość na pewno przyniosła mi możliwość przetestowania elektrycznej szczoteczki do zębów Oral-B Professional Care 500, gdyż do tej pory przez całe życie używałam jedynie tradycyjnych szczoteczek. Zawsze gdzieś tam z tyłu głowy pojawiała mi się myśl, że bardzo chciałabym elektryczną szczoteczkę posiadać, ale zawsze jakoś były bardziej priorytetowe wydatki i tak się stało, że do dzisiaj takiego urządzenia nie kupiłam. Dzięki Programowi Nowości mogłam sprawdzić, czy warto taką posiadać - a o tym napiszę już wkrótce :)


Na prawo od szczoteczki widzimy emulsję do higieny intymnej Lactacyd Sensitive - produkt który moim zdaniem jest niezbędny dla każdej kobiety. Marka Lactacyd jest w tej dziedzinie liderem - ale czy faktycznie przypadł mi do gustu bardziej, niż inne żele, które do tej pory posiadałam? Jeśli jesteśmy przy pięlęgnacji ciała, w pudełku znalazł się również waniliowy żel do kąpieli i pod prysznic Wellness&Beauty a także olejek do pielęgnacji stóp Fusswohl. Krem przeciwzmarszczkowy do twarzy Perfecta Macierzyste Odmłodzenie już trafił do mojej mamy i to ona go testuje :)


Z kosmetyków kolorowych w pudełku znalazł się piękny, liliowy lakier do paznokci L'oreal Color Riche oraz tusz do rzęs Astor Seduction Codes. Rossmann nie zapomniał o przekąskach - są to wafle ryżowe Good Food Extra Cienkie oraz biały nugat z migdałami Exquisite :) I jeszcze zmywak celulozowy z Jana Niezbędnego, o proszę! ;)

Pudełko dotarło do mnie już ponad twa tygodnie temu i od tamtego czasu intensywnie testuję nowości, o których będę pisała na blogu. Czego jesteście najbardziej ciekawe?

10 kwietnia 2014

Perfekcyjne oczyszczenie twarzy z Orientaną - naturalny żelowy peeling

Dzięki upominkowi otrzymanemu podczas warszawskiego spotkania blogerek, mogłam po raz pierwszy przetestować kosmetyki Orientany - marki która kusiła mnie od dawna, ale jakoś nigdy do tej pory nie wpadła w moje ręce. Kosmetyk, od którego stopniowo uzależniałam się w ciągu ostatnich kilku tygodni to naturalny żelowy peeling do twarzy algi filipińskie i zielona herbata.


Ten kwadratowy, uroczy kartonik sprawił, że z początku myślałam, iż skrywa on prawdopodobnie jakąś kostkę peelingującą, przypominającą mydełka, albo coś w tym stylu...  Miłym zaskoczeniem był plastikowy słoiczek, który ukrywał się w środku :)




I może właśnie od tego słoiczka zacznę... Opakowanie to prezentuje się bardzo atrakcyjnie i w niczym nie przypomina tandetnych, plastikowych słoiczków. Wyróżnia się grubością plastiku, która daje nam poczucie bezpieczeństwa - jeśli słoiczek upadnie, najprawdopodobniej nic się z nim nie stanie (przypadkiem sprawdziłam to u siebie - faktycznie nic się nie stało). Plusem jest również to, że słoiczek jest przezroczysty - dzięki temu widzimy ile zużyliśmy kosmetyku, a także to, jak ładnie i naturalnie się on prezentuje :) Niestety, muszę w tym miejscu wspomnieć też o sporej wadzie opakowania - jeśli zapomnimy go otworzyć przed wejściem do wanny czy pod prysznic, nie będziemy w stanie odkręcić słoiczka podczas kąpieli. Do tego niestety potrzeba całkowicie suchych rąk, gdyż otwieranie nie jest wcale najłatwiejsze.


Co do samego działania - jestem bardzo zadowolona z tego, że w żelu tym zatopione są dość twarde, mocne drobinki, które bardzo dobrze się spisują, jeśli chodzi o oczyszczanie twarzy. Działanie peelingujące jest wyczuwalne i widoczne - skóra jest świetnie odświeżona, gładka i ujędrniona. Zauważyłam też, że żel, w którym zanurzone są drobinki, świetnie nawilża skórę i odżywia ją. Zapach kosmetyku jest bardzo naturalny, przyjemny i świeży. Po takim zabiegu na twarz, wygląda ona jak nowo narodzona :) Moje pierwsze spotkanie z Orientaną oceniam na bardzo udane i na pewno nie raz jeszcze sięgnę po kosmetyki tej marki.


A wy stosujecie peelingi do twarzy? A może macie jakiś inny, ulubiony kosmetyk z Orientany? :)

8 kwietnia 2014

Magic Box Clothes

Podczas warszawskiego spotkania blogerek, w charytatywnej loterii zorganizowanej na rzecz Stasia, wylosowałam koszulkę z Magic Box - internetowego sklepu z ubraniami oryginalnymi i totalnie nieszablonowymi. Wzór który trafił w moje ręce nieco odbiegał od tej idei, gdyż jest w przeciwieństwie do całej oferty sklepu dość klasyczny, prosty i uniwersalny. Jest dowodem na to, że w sklepie każdy znajdzie coś dla siebie - od bluzy z szalonym napisem, aż po nieco bardziej 'grzeczną' koszulkę :)

Wraz z koszulką "wylosowałam" również wyzwanie - pokazanie mojej nagrody na blogu i zapoznanie was ze sklepem, z którego ona pochodzi. Powiem szczerze - miałam duży dylemat, do czego ją założyć, a w głowie pojawiało mi się wiele różnych pomysłów na stylizacje z nią w roli głównej. Najlepszym wydawał mi się zestaw składający się właśnie z tej koszulki i z jakiś kolorowych, wzorzystych, wyróżniających się legginsów, których niestety w swojej szafie nie posiadam i szczerze mówiąc, sama nie wiem czy nosiłabym takie :) Po tym długim zastanawianiu się, z czym najlepiej ją zestawić, pomyślałam, żeby właśnie na blogu pokazać kilka pomysłów, które w mojej głowie się pojawiły. W dodatku koszulka niestety rozmiarowo jest na mnie sporo za duża i funkcjonuje bardziej jako tunika, dlatego też pokażę ją na sobie tylko w kilku ujęciach - reszta będą to po prostu pomysły na zestawy, które nieco lepiej zaprezentują koszulkę :)


Koszulka jest gładka, czarna i ma skórzane rękawy. Sposób wykończenia sprawia, że wygląda bardzo nowocześnie i można ją wykorzystać na wiele różnych okazji.





Koszulka świetnie sprawdza się w stylizacji 'total black'. Jej duży rozmiar sprawia, że dla mnie jest ona bardzo długa i zdecydowanie mogę założyć ją do legginsów. Postawiłam na lateksowe - dzięki temu koszulka nabiera imprezowego klimatu i świetnie sprawdziłaby się właśnie na jakieś wieczorne wyjście. W takiej stylizacji może wyglądać sexy, a jednocześnie jest bardzo wygodna i luźna :) Tak jak pisałam wyżej, myślę że w połączeniu z kolorowymi, wzorzystymi legginsami również bardzo fajnie by się prezentowała i taki zestaw z powodzeniem mogłybyśmy założyć na co dzień.

A może by tak na przekór...


... zestawić ją z delikatną, zwiewną, pudrową spódniczką? Do tego może cieliste szpilki, delikatna biżuteria, fale na włosach i mamy przekorny zestaw, który na pewno przyciągnie spojrzenia ;)

W ofercie sklepu każda może znaleźć coś dla siebie. Mi przypadły do gustu bluzy i koszulki z napisami - zabawnymi, bardzo aktualnymi tekstami, które rzucają się w oczy. Przykładowo: