Przyznaję się bez bicia - ta długa nieobecność spowodowana była moim błogim leniuchowaniem nad naszym polskim morzem. Ostatni raz byłam tam na wakacjach dwa lata temu, gdyż prawdę mówiąc wakacje w Polsce się nie opłacają. Ceny makabrycznie poszły w górę, pogoda bardzo niepewna, pensjonaty czy inne miejsca noclegowe w rozsądnej cenie zwykle nie wyglądają najlepiej... A ja lubię ciepłe klimaty, przezroczystą wodę, dużo zwiedzać - dlatego zachwycona byłam zeszłorocznymi wakacjami w Czarnogórze. Tym bardziej wolę wybierać wakacje za granicą, gdyż jeśli ktoś sprytnie to wszystko ogarnie, może spędzić w jakimś pięknym miejscu swój urlop za taką samą kwotę jak nad naszym morzem... Tak czy siak, rodzice wynajmują tam domek co roku i tym razem postanowiłam ich odwiedzić. Nie żałuję - pogodę mieliśmy piękną, zjedliśmy pyszną rybkę, na plaży zawsze mieliśmy miejsce przy samej wodzie. Odpoczęłam po wszystkich stresach związanych z wynikami matury, dostawaniem się na studia i załatwianiem wszystkich formalności, o czym pisałam w poprzednim poście. Wracam do was wypoczęta i pełna nowych pomysłów. I chociaż wkrótce czeka mnie ostateczna przeprowadzka, chwilowy brak Internetu i czasu, mam nadzieję że uda mi się być tutaj jak najczęściej.
Dzisiejsza pogoda zaskoczyła nas iście tropikalnymi temperaturami. Szkoda tylko, że będąc w tropikach delektowalibyśmy się orzeźwiającym wiaterkiem od morza, wygodnym leżakiem i zimnym drinkiem w dłoni, a tutaj... topię się na ostatnim piętrze rozgrzanego niczym piekarnik wieżowca i przyznam szczerze - takich temperatur nie pamiętam :D Ten upał i piękne słoneczko zachęcają do orzeźwiającego prysznica, nawet kilka razy w ciągu dnia, dlatego też przypomniałam sobie o cudownym żelu pod prysznic firmy Balea, który niestety już mi się skończył. O tym gdzie, jak i za ile go kupiłam pisałam w tym poście. Obiecałam Wam recenzję tego kosmetyku, a dzisiaj jest na to dzień idealny, a więc... zapraszam do przeczytania mojej opinii.
Balea Hawaii Pineapple
Pierwszą rzeczą, która bardzo zachęca nas do zakupu, jak i użycia tego kosmetyku jest piękne opakowanie w żywych kolorach, o bardzo ładnej graficznej oprawie przywodzącej na myśl boskie tropiki. Nie sposób po taką buteleczkę nie sięgnąć, szczególnie podczas gorących wakacji. Dzięki bardzo wygodnemu, solidnemu i bezpiecznemu zamknięciu zatrzaskowemu mogłam bez obawy wrzucić go do kosmetyczki i te obiecane tropiki zabrać ze sobą czy to nad morze, czy na siłownię, czy gdziekolwiek indziej i cieszyć się nimi niezależnie od pogody. Jak się pewnie domyślacie, jego największą zaletą jest zapach... boski, słodki, urzekający zapach ananasa połączonego z kokosem, który do złudzenia przypomina nam uwielbianego przez większość drinka - pina coladę z palemką. Nie sposób się mu oprzeć i nie sądzę, by mógł on się kiedykolwiek znudzić! Orzeźwia, pobudza wszystkie zmysły i płata figle wyobraźni, która natychmiastowo przenosi nas do ciepłych krajów. Samo stosowanie jest dzięki temu niezwykle przyjemne, ale niestety opakowanie lubi wyślizgiwać się z dłoni. Osoby stosujące gąbkę pod prysznicem będą zachwycone konsystencją żelu, który bardzo przyjemnie się pieni, natomiast ci, którzy za wszelkimi gąbkami nie przepadają, mogą narzekać na spływanie dość rzadkiego żelu z dłoni czy ze skóry. Jasnozielony kolor żelu sprawia że stosowanie go jest jeszcze przyjemniejsze. Cudów ze skórą niestety nie robi - na nawilżenie raczej nie mamy co liczyć. Tak czy siak na pewno do niego wrócę, a także wypróbuję inne żele pod prysznic tej firmy. Dostępność jest bardzo ograniczona - Internet lub sklepy z niemiecką chemią i cena przez to bardzo różna - ja za niego zapłaciłam 5 zł.