27 czerwca 2013

Mój pierwszy raz... z Balea!

O tych kosmetykach słyszała każda urodowa blogerka i chyba żadna nie przeszła obok nich obojętnie. Kuszące pięknymi opakowaniami, cudownymi zapachami, śmiesznie niską ceną i... brakiem dostępności w Polsce. Mowa oczywiście o firmie Balea, niemieckim odpowiedniku dostępnej w naszych Rossmannach Isany (również niemieckiej), którą to można nabyć w sieci drogerii DM - Drogerie Markt Deutschland. Ubolewamy więc od dawna nad tym, że drogeria ta nie weszła jeszcze na rynek polski i prędko pewnie się na nim nie zjawi (chociaż krążą plotki, że planuje). Te z nas co sprytniejsze, powygrywały sobie takie cudne kosmetyki w rozdaniach, konkursach, bądź zakupiły w internetowych drogeriach (pewnie przy okazji przepłacając). Ja taka sprytna nie byłam... byłam jeszcze sprytniejsza :D Otóż idąc sobie spacerkiem w centrum miasta zauważyłam szyld sklepiku z artykułami chemicznymi z Niemiec. Szczerze mówiąc jedyna rzecz, która skłoniła mnie żeby wejść do tego sklepu to zbyt dużo czasu do umówionego spotkania i bardzo psująca się pogoda na dworze. Sklepik miniaturka, bardzo niepozorny, na pierwszy rzut oka same proszki, płyny do płukania, pasty do zębów... i ten cudowny, fantastyczny, kolorowy regał z kosmetykami Balea! Oczom nie mogłam uwierzyć - obstawiony był rozmaitymi żelami pod prysznic, mydłami, szamponami i odżywkami Balea, nawet z limitowanych serii. Najchętniej poprosiłabym ekspedientkę, by zapakowała mi wszystko, ale wyobraziłam sobie jej reakcję i to powstrzymało mnie przed zakupowym szaleństwem ;) Wybrałam tylko dwie rzeczy (nad czym spędziłam chyba z pół godziny) i obiecałam sobie, że wrócę. A pani sprzedawczyni z kolei obiecała mi, że wkrótce będzie dostawa i następnym razem na regale będzie jeszcze więcej rzeczy... Tragedia, już sobie wyobrażam jak dużo czasu tam spędzę :D Tak czy siak, przedstawiam wam moje pierwsze łupy z upragnionej od dawna Balei :)

 
Recenzje oczywiście wkrótce, a mam o nich do powiedzenia naprawdę wiele :)

Co u was słychać, czujecie już wakacje? Ja jako tegoroczna maturzystka mam je od dość dawna, ale jak na razie szczerze mówiąc nie zdążyłam ich w pełni poczuć. Czekają mnie jutro wyniki matur (o rety!), aktualnie każdy dzień spędzam szukając z moim mężczyzną mieszkania, a przed nami jeszcze masa spraw do załatwienia i cały ten ciężar jakoś nie pozwala mi na 'wakacjowanie'. Ale jestem dobrej myśli, razem na pewno damy radę!

---------------------------------------------------------
 
Tymczasem zapraszam was na moją modową wyprzedaż, być może znajdziecie coś dla siebie, a ja zyskam miejsce w mojej krzyczącej już na mnie szafie :P









ceny do negocjacji, za niektóre rzeczy możliwa wymiana :)
kontakt przez bloga lub na robaszekk@gmail.com

25 czerwca 2013

Dni diagnozy skóry - Dermokonsultacje L'Oréal Paris - podsumowanie i przemyślenia :)

Tuż przed ubiegłym weekendem na facebookowym fanpage L'Oréal Paris wpadłam na informację o Dniach Diagnozy Skóry, w ramach których można było wybrać się na darmowe dermokonsultacje skóry. Nie mogłam uwierzyć, że swoją skórę będę miała okazję przebadać w moim mieście, gdzie zwykle nic się nie dzieje i które wszystkie akcje promocyjne omijają szerokim łukiem. Szczerze mówiąc pierwszy raz o tej akcji dowiedziałam się w zeszły czwartek, czyli przed ostatnimi dermokonsultacjami. Wcześniej można było odwiedzić stoisko L'Oréal Paris we Wrocławiu, Łodzi, Poznaniu, Trójmieście i Warszawie. Nie zastanawiając się długo, już dzień później pobiegłam do galerii, gdzie to stoisko się znajdowało. Niestety nie mam zdjęcia, jak ono wyglądało, ale w internecie możecie bez problemu to zobaczyć :) Tutaj kilka podstawowych informacji na czym te Dni Diagnozy Skóry polegały:


Do tej pory ciężko było mi określić to, jaka jest moja skóra. Będąc nastolatką raczej nie miałam problemów ze skórą, zdarzały się czasem jakieś niespodzianki, jednak problemy te mam już dawno za sobą. Są dni, kiedy skóra mojej twarzy jest normalna - odpowiednio nawilżona, nie przetłuszczająca się, o ładnym odcieniu, miła w dotyku - i mam wrażenie że jest tak przez większość czasu. Raz na kilkanaście dni zdarza mi się męczyć z wysuszonymi skórkami, które uwydatnia niestety makijaż. Są również dni, kiedy moja skóra lubi się przetłuszczać, szczególnie upalnym latem. Raczej nie zdarzały mi się podrażnienia czy uczulenia skóry, dlatego od razu odrzuciłam opcję skóry wrażliwej, alergicznej, naczynkowej itd... Podsumowując te obserwacje, byłam pewna że moja skóra jest mieszana i raczej ze skłonnością do przesuszania, niż do przetłuszczania. Postanowiłam więc sprawdzić, czy moje przypuszczenia są zgodne z prawdą. 

Na stoisku przywitała mnie miła, niewiele starsza ode mnie, uśmiechnięta dziewczyna, która od razu przeszła do badania mojej skóry. W tym celu używała specjalnego urządzenia, którego działanie jest dla mnie niestety tajemnicą. Całe 'badanie' polegało na przyłożeniu główki tego urządzenia do mojej skóry. Najpierw zbadała ona nawilżenie mojej skóry - sekunda kontaktu urządzenia ze skórą na policzku i już wiedziała ona, że moje nawilżenie jest w normie. Chwilę później badanie sebum - sekunda, i już dowiedziałam się, że jest ono odrobinę podwyższone. Niczego więcej się z tego badania nie dowiedziałam. Szczerze mówiąc samo badanie i jego sens jest dla mnie zastanawiające, dlatego że nie znam działania tego urządzenia. Skórę wysuszoną mam zwykle na czole, a na policzkach - gdzie Pani przyłożyła urządzenie - nigdy mi się to nie zdarzało. Badanie sebum również jest dla mnie zastanawiające - tamtego dnia był okrutny upał na dworze, a na twarz miałam nałożony krem BB (o czym Pani wiedziała wcześniej, ale nie zasugerowała mi np. zmycia kremu z tej partii twarzy, na którą przykładała urządzenie). Dlatego właśnie zastanawiam się, na ile poważnie traktować wynik tego badania, biorąc pod uwagę wymienione przeze mnie okoliczności. Zasugerowana mi została linia dla skóry normalnej i mieszanej, ale po tym jak zapytałam Panią o te skłonności do przesuszenia np. na czole, powiedziała ona że w takim razie mogę wybierać między tą serią oraz serią dla skóry suchej i wrażliwej... I tu zmierzamy do podsumowania całej mojej wizyty - nie dowiedziałam się na niej niczego więcej, niż wiedziałam wcześniej. Jeśli chodzi o ocenę mojej skóry - jestem w tym samym punkcie, w którym byłam wcześniej, oceniając ją samodzielnie. 



Jedynym plusem wizyty jest to, że zostały mi przedstawione kremy, które mogłabym używać dla siebie. Ułatwiło mi to znacznie wybór, na pewno zaoszczędziło mój czas, który spędziłabym w drogerii przed ogromnym regałem z kremami. Kremy mogłam otworzyć, obejrzeć buteleczki, powąchać, dotknąć, zobaczyć ich konsystencję i nałożyć na skórę. Dzięki temu bardzo polubiłam się z jednym z kremów, o którym napiszę parę słów za chwilę. Z dwóch kremów odpowiednich dla mojej skóry, które wybrałyśmy wraz z Panią przeprowadzającą badanie, otrzymałam małe próbeczki zamknięte w słoiczkach. Do tych najważniejszych próbek dołączyła ona również kilka próbek typowych, w małych saszetkach, ale były to głównie kremy do skóry dojrzałej ze zmarszkami, z których na pewno ucieszy się moja mama. Jedynie dwie z tych próbek nadają się dla mnie. Próbkami dla mężczyzn podzieliłam się z moim chłopakiem - ciekawa jestem czy jemu przypadną one do gustu. Zawsze zastanawiał mnie ten fenomen męskich kremów - dwa razy droższych od damskich, a zwykle o tym samym składzie. A wasi mężczyźni? Używają typowo męskich kremów, wybierają 'damskie', podbierają wasze, czy nie używają ich wcale? 



Tak jak wspomniałam wcześniej, największym plusem było to, że wybrałam krem idealny dla siebie. Akurat kończył mi się krem którego używałam do tej pory i postanowiłam go zmienić. Podczas dermokonsultacji najbardziej polubiliśmy się z kremem  L'Oréal Paris Triple Active Fresh Żel-krem nawilżający z witaminami i minerałami  do skóry normalnej i mieszanej. Dlatego też od razu po konsultacjach pobiegłam do drogerii Super-Pharm i odszukałam 'mój' krem na regale. Okazało się, ku mojemu zadowoleniu, że w tym dniu wszystkie kremy L'Oréal Paris przecenione zostały o 30%, w związku z czym zamiast ok. 23 zł zapłaciłam za niego ok. 17 zł. Będę go testowała przez co najmniej najbliższy miesiąc i wkrótce napiszę o swoich odczuciach.



Brałyście udział w tym wydarzeniu? A może przy innej okazji badałyście w podobny sposób swoją skórę? Jakie są wasze spostrzeżenia, jeśli chodzi o takie akcje? Chętnie poczytam o waszych doświadczeniach dotyczących tego tematu :)


-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Zapraszam także na moje aukcje na allegro, gdzie pojawiły się nowe rzeczy:

21 czerwca 2013

I LOVE SINSAY czyli pierwsze zakupy! ♥


Pamiętam, jak kilka miesięcy temu wpadłam na pierwszą reklamę firmy Sinsay, która dopiero co pojawiała się na rynku. Klip o dwóch nastoletnich przyjaciółkach, które wybrały się na swoje pierwsze wspólne wakacje do Hiszpani, podsumowany hasłem 'I'm good, but not an angel', totalnie mnie zachwycił! Reklama, która właściwie mogłaby być teledyskiem, trzyma światowy poziom - prawda jest taka, że aż ciężko uwierzyć, że to reklama polskiej marki. Oglądając ją, przypomniałam sobie moje pierwsze zagraniczne wakacje z przyjaciółką, tą beztroskę, radość i szaleństwa, których nigdy nie zapomnę ;) Byłam pewna, że w moim zapomnianym mieście (dlaczego? - o tym już pisałam tutaj) sklep ten się albo nie pojawi wcale, albo baaardzo długo trzeba będzie na niego czekać. Dlatego też podczas ostatniej wizyty we Wrocławiu wiedziałam, co zrobię w wolnym czasie i... udało mi się odwiedzić Sinsay'a, a nawet zrobić małe zakupy :) Prawdopodobnie już od sierpnia we Wrocławiu będę mieszkała, więc okazji do zakupów będzie na pewno więcej. 

Pierwsze, co zachwyciło mnie w tym sklepie to kolory i mnóstwo ciekawych fasonów - wszystko absolutnie zgodne z najnowszymi trendami! Sinsay to sklep skierowany dla nastolatek, więc znajdziemy w nim ubrania radosne, oryginalne, wygodne. Chociaż dominuje w nim taki dość miejsko-sportowy styl, co możecie zobaczyć już na reklamie, to nawet te z nas, które preferują bardziej eleganckie outfity, znajdą w nim coś dla siebie. Jeśli nie przypadnie im do gustu taki 'luzacki i beztroski' klimat, w Sinsayu zawsze mogą zaopatrzyć się w takie basicowe ubrania - gładkie bluzki, wszelkiego rodzaju spodnie, torebki - które są w naprawdę bardzo przystępnych cenach. Jestem jednak pewna że taka młodzieńcza, wesoła kolekcja zauroczy większość osób już od samego progu sklepu :) Dowodem na to są blogerki Cajmel oraz Jemerced, które na blogu ilovesinsay pokazują swoje sportowo-eleganckie zestawy złożone z ubrań od Sinsay. Wreszcie mamy nasz własny, polski sklep, w którym każda młoda dziewczyna znajdzie coś dla siebie, a przy tym będzie mogła sobie na to pozwolić. Ogromny plus dla marki, która pomyślała o tak ważnym aspekcie jak kieszeń licealistki czy studentki, a przy tym dba o jakość sprzedawanych ubrań.

Nie miałam zbyt wiele czasu na zakupy podczas mojej pierwszej wizyty w sklepie, ale już po kilku minutach znalazłam to, czego w mojej szafie brakowało. 


Pierwsza rzecz, o której myślałam już od dawna, to kolorowe spodnie. Szczerze mówiąc do tej pory długie rurki w jakimś jasnym kolorze nie zagościły jeszcze w mojej szafie. Zawsze musi być ten pierwszy raz - i tak oto w rękę wpadły mi jasne, miętowe, idealnie wąskie rurki. Na półce widziałam jeszcze wiele pastelowych kolorów - limonkę, brzoskwinię, róż... ale te spodobały mi się najbardziej. Są dość elastyczne, przez co bardzo wygodnie się je nosi. Jestem dość wysoka, przez co często tego typu spodnie są na mnie za krótkie - te jednak leżą idealnie, sięgają do tego miejsca do którego powinny, a ich stan nie jest zbyt niski, więc moje nerki nie muszą witać się cały czas ze światem (czego doświadczamy w wielu sieciówkach niestety). Uwielbiam je! Cena - o ile dobrze pamiętam - 69,90.




Kiedy zobaczyłam te dresy, pomyślałam najpierw, że przydałyby mi się na Zumbę. Druga myśl - oj nie, za gorąco! Tak czy siak spodobały mi się na tyle, że postanowiłam je przygarnąć. Tym bardziej, że myślę, iż nadają się nawet do wyjścia na ulice - tzw. 'wyjściowe dresy' mam i ja! :D Różowe zameczki rzucają się w oczy, pasują mi do sportowych butów i pięknie podkreślają figurę (tak, odpowiednie dresy naprawdę to potrafią!). Cena - 49,90.



Gdy jeszcze przez chwilę myślałam, że przeznaczę je na Zumbę, wpadłam na pomysł dokupienia do nich bokserki w kolorze zameczków. Przeszukałam Sinsay'a, ale niestety nic w takim odcieniu nie znalazłam. Padło więc na soczystą, lekko neonową pomarańczkę z bardzo ładnym tyłem. Nawet kiedy przeznaczenie wybranych przeze mnie dresów nieco się zmieniło, bokserka tak czy siak została, bo bardzo spodobał mi się jej optymistyczny kolorek, a w dodatku kosztowała tylko 14,90.


Mojej mamie bardzo spodobały się ostatnio takie wygodne, białe t-shirty z kolorowymi nadrukami, a w Sinsayu możemy ich znaleźć naprawdę wiele, dlatego pomyślałam że i jej przywiozę drobny prezent. To był dobry pomysł, bo bardzo się ucieszyła :) Wybrałam taką oto koszulkę. Cena - 24,90

Pisałam już kiedyś, że średnio lubię zakupy w galeriach - drażnią mnie ceny z kosmosu zupełnie nieadekwatne do jakości i to, że potem pół miasta chodzi w 'twoich' ubraniach :) Miłośniczki sh będą wiedziały o czym mówię - często z galerii wychodzę po kilkunastu minutach z niczym poza myślą 'w sh znalazłabym taaaakie perełki, o wiele lepszej jakości, za o wiele niższą cenę, a w dodatku nikt nie miałby takiej samej'. Po jakimś czasie ta świadomość naprawdę przeszkadza w zakupach, ale może to i lepiej - mój portfel ma się dzięki temu bardzo dobrze, a ja mam w szafie śliczne ubrania, których nie widzę na każdym kroku na innych dziewczynach. 
Pierwszy raz właściwie będąc w Sinsayu poczułam ulgę, a chodzenie między wieszakami sprawiało mi naprawdę dużą przyjemność, co u mnie nie jest często spotykane :) Wiedziałam bowiem, że znajdę tu bardzo ładne, dobre jakościowo rzeczy, a przy tym nie zbankrutuje i nawet jeśli wybiorę kilka rzeczy - żadnych wyrzutów sumienia nie poczuję.

Opowieści o tym jak to Sinsay stał się jednym z moich ulubionych sklepów koniec.
Na deser trochę fotek ze strony marki :)
 

15 czerwca 2013

Prezentowy poradnik, czyli co kupić kobiecie - subiektywnie.

 Prezentowy poradnik, czyli co kupić ukochanej, narzeczonej, żonie, dziewczynie, koleżance, mamie
- na rocznicę, na urodziny, na imieniny i w zasadzie każde inne święto.
Ratunek dla każdego mężczyzny, chłopaka, brata głowiącego się nad prezentem
lub niezdecydowanej dziewczyny zapytanej o to, co chciałaby dostać.

Nie będzie w tym nic nowego i zaskakującego, jeśli powiem że najlepsze prezenty to te prosto z serca, przemyślane, dopasowane do zainteresowań, charakteru i marzeń obdarowywanej przez nas osoby. Ileż to razy głowiłyśmy się nad tym, co podarować bliskiej nam osobie, ze stresem biegając między sklepowymi półkami. A okazji do obdarowywania w ciągu roku jest mnóstwo i tak naprawdę może być nią każdy dzień. Okazuje się jednak, że by podzielić się odrobiną radości z ważną dla nas osobą nie potrzeba wiele, a im bardziej osobisty prezent, tym większa gwarancja wdzięczności, zaskoczenia i prawdziwego błysku w oku :) Nic tak nie cieszy jak świadomość tego, że osoba wręczająca nam prezent włożyła w niego trochę pracy i wysiłku, chociażby w znalezieniu odpowiedniego pomysłu. Dlatego właśnie jestem zwolenniczką 'personalnych' prezentów, świadczących o tym że słuchaliśmy, obserwowaliśmy i zapamiętywaliśmy pewne szczegóły z życia bliskiej nam osoby. Wtedy wystarczy choćby sięgnąć do pamięci i w miły sposób nawiązać do najlepszych wspomnień obdarowywanego (chociażby jego dzieciństwa), ulubionych smaków, zapachów, czegoś co będzie miało związek z jego zainteresowaniami, marzeniami, planami na przyszłość. Niby to wszystko jest bardzo oczywiste, a jednak kiedy zbliża się ta 'okazja', czujemy stres i pustkę w głowie. Dlatego warto zacząć zbierać najlepsze pomysły już dużo wcześniej. Szczególnie wtedy, kiedy postanowimy zrobić coś własnoręcznie - a wiadomo, takie prezenty zwykle cieszą najbardziej!

Nigdy nie zapomnę prezentu, jaki dostałam na swoje osiemnaste urodziny od moich przyjaciół. Zdradzę wam całą tą historyjkę, dlatego że naprawdę poruszył on moje serducho, a jest świetnym przykładem na to, że nawet jakiś drobiazg, pozornie nie-prezentowy przedmiot, dobrze oprawiony i wyjaśniony (z jakimś liścikiem, karteczką), może być najlepszym prezentem na świecie. W dniu urodzin wręczyli mi wielkie pudełko, w którym znajdowało się 18 przedmiotów, kojarzących się im w pewien sposób ze mną. Do każdej rzeczy doczepiona była karteczka z zabawnym napisem, tłumaczącym dlaczego akurat taki przedmiot w tym pudle się znalazł. I tak wśród tych ciekawych przedmiotów znalazły się: repetytorium do matury z geografii (gdyż to mnie wyróżniało wśród mojej typowo humanistycznej klasy), plan miasta Wrocław (żebym realizowała swoje marzenia - bo tam chcę dostać się na studia), papilotki do babeczek (abym odkrywała w sobie nowe talenty), pluszowy misiu (abym zawsze miała się do kogo przytulić w zimną noc), bidon na rower (abym dzielnie pokonywała kolejne kilometry), czekolada (żebym miała co ze sobą zrobić w smutne wieczory), tabletki magnez stres (żebym zawsze była zdrowa), gumowego robaka (żebym zawsze była sobą - nawiązanie do mojego nazwiska), mandarynkowy żel pod prysznic o cudownym zapachu (żebym przyciągała do siebie pociągających mężczyzn), kolorowe karteczki samoprzylepne (żebym nigdy nie zapomniała o tym, co dla mnie najważniejsze), lustereczko kieszonkowe (żebym nigdy nie zapominała że jestem piękna), futerkowe kajdanki (żebym konstruktywnie spędzała czas na randkach), wino (żebym nie zapomniała co jest najlepszym lekarstwem), maseczkę o nazwie Salsa (żebym łączyła pasję z przyjemnością - tańczyłam salsę), chusteczki w księżniczki (żebym nigdy nie zapomniała że jestem księżniczką), kolczyki czerwone serduszka (żebym nigdy nie wątpiła w prawdziwą miłość), czerwony lakier do paznokci (żebym wiedziała co na siebie włożyć w sobotnie, wieczorne wyjścia). Ostatniej, osiemnastej rzeczy niestety nie pamiętam, mimo że mam zdjęcia pudełka na pamiątkę, to jednak nie mogę wypatrzeć na nich żadnej rzeczy, którą pominęłam :( Tak czy siak, był to najbardziej pomysłowy prezent, jaki dostałam.

Na pewno niejednokrotnie zostałyście zapytane, co chciałybyście dostać. Ja zwykle wtedy czuję prawdziwe zagubienie - chociaż oczywiście jest kilka rzeczy, które chciałabym mieć, to jednak w momencie usłyszenia tego pytania - wszystkie przedmioty, o których myślałam wcześniej po prostu wylatują mi z głowy. Może to taka blokada, która włącza się dlatego, że ja po prostu lubię niespodzianki.

Mnie osobiście nic tak nie cieszy, jak dołączona do prezentu kartka - czy to świąteczna, czy urodzinowa, czy chociażby z okazji 'szczęśliwego dnia'. Pomyślcie o tym, kiedy będziecie wręczali prezent bliskiej osobie. Warto jest napisać na niej chociażby krótkie życzenia, bo taką kartkę zawsze można zostawić sobie na pamiątkę :)

Jestem zdania, że kobiecie jest prezent kupić łatwiej. Wystarczy chociażby piękna biżuteria, która zawsze podbija kobiece serca. A w szczególności ta od wyjątkowej dla nas osoby, która będzie nam każdego dnia przypomniała o dniu, kiedy ją dostaliśmy, jak i o samej osobie, która nam ją podarowała. Ostatnimi czasy bardzo popularna stała się biżuteria personalizowana - z grawerami czy zawieszkami symbolizującymi np. wydarzenie z życia, jakieś miłe wspomnienie. I nie bez powodu firmy takie jak Pandora, Lilou, Apart czy Yes i wiele innych, które je naśladują, zdobyły taką sławę. Która z nas bowiem nie lubi wracać do tych najpiękniejszych wspomnień? Nie nosimy już biżuterii, która pasuje do naszego stroju. Nosimy biżuterię, która pasuje do nas - do naszego charakteru i osobowości. Ja jestem wielbicielką zwyczajnych sznureczków od Lilou, które są ponadczasowe, uniwersalne i z przyjemnością możemy je nosić na co dzień - pasują do wszystkiego, przyciągają spojrzenia, są wygodne i bardzo praktyczne. Swoją pierwszą Lilou - dziewczynkę z wygrawerowaną '18!' dostałam od moich kochanych braci ciotecznych i ich dziewczyn. Drugą - inspirowaną Lilou - szczęśliwą gwiazdkę - od mamy. Noszę je każdego dnia z bardzo dużą radością :) Poniżej zestawienie tych Lilou, które podobają mi się najbardziej.


Każda dziewczyna, a w szczególności blogerka ucieszy się z jakiegoś kultowego kosmetyku czy gadżetu urodowego, który będzie mogła przetestować, a potem opisać na blogu. Moje ostatnie zamówienie z Minti Shop, które było prezentem od mojej mamy dla mnie na Dzień Dziecka sprawiło mi mnóstwo radości i przekonało mnie, że kosmetyki mogą być naprawdę świetnym prezentem. W wyborze takiego prezentu mogą mieć problem osoby, które blogów nie śledzą, ale myślę, że dla chcącego nic trudnego :) Taki prezent jest niezwykle praktyczny, a jednocześnie cieszy oko czy zmysł zapachu. Mogą to być zatem śliczne lakiery do paznokci (np. Essie, Barry M, OPI), paletki cieni do powiek (np. Sleek), cudowne szczotki które zachwycą każdą kobietę i znacznie ułatwią rozczesywanie włosów (Tangle Teezer), pędzle do makijażu (Sleek, Hakuro, Real Techniques, Elf), albo jakiś śliczny delikatny zapach, który przypadnie do gustu każdej kobiecie.


 Jeśli kobieta, którą chcemy obdarować, nieszczególnie interesuje się makijażami, pozostaje nam muzyka - bo kto jej nie lubi? Jazda autobusem, tramwajem, rowerem czy spacer z słuchawkami w uszach zawsze staje się przyjemniejszy. Dlatego też dobrym prezentem będą np. słuchawki - w zależności od stylu obdarowywanej osoby mogą to być duże, kolorowe słuchawki nauszne czy takie tradycyjne, douszne, ale równie kolorowe. A co jeśli ta osoba nie ma przenośnego urządzenia do odtwarzania muzyki? Wtedy, jeśli dysponujemy trochę większym budżetem, możemy zakupić odtwarzacz MP3 czy MP4. W zależności od naszych możliwości mogą to być najmodniejsze modele od wielu lat, np. Apple, możemy również przeszukać np. Allegro i upolować coś tańszego. Dobrym prezentem mogą być również wszelkiego rodzaju pokrowce - czy to na mp3, czy to na telefon. Jeśli osoba, dla której kupujemy prezent, posiada Iphone'a możemy kupić śliczne, niezwykle oryginalne osłonki zwane iphone case, których w internecie znajdziemy miliony - dla każdego coś innego. Jeśli nie, jestem pewna że na inne modele telefonów również znajdziemy jakieś pokrowce, chociażby takie typu 'skarpeta' ;) Kolejną opcją z działu multimediów jest także pendrive - on przydaje się każdemu, w każdym  wieku, w każdej sytuacji. Zaszalejmy i kupmy coś oryginalnego - w jakimś zabawnym kształcie.


Ostatnimi czasy niezwykle modne stały się kominki do aromaterapii - małe ceramiczne stojaczki do których wkładamy podgrzewacze, a na górne pięterko kładziemy wosk zapachowy czy aromatyczny olejek. Dzięki takiemu małemu cudeńku piękne zapachy możemy czuć w całym mieszkaniu. Dlatego też świetnym pomysłem będzie właśnie taki kominek czy woski Yankee Candle. Firma ta oferuje również bardzo efektowne świece w słoikach, które oczarowują nas pięknymi zapachami. Są one znacznie droższe od wosków, ale palą się bardzo długo.

Jeśli już skierowaliśmy nasze myśli ku rzeczom do domu, całą skarbnicą pomysłów na prezenty mogą być sklepy, które oferują zarówno naczynia, dekoracje czy tekstylia, którymi możemy ozdobić nasze mieszkanko, jak np. Ikea, Home and you czy Duka. Możemy tam znaleźć piękne pościele, koce, ozdobne poduszki, naczynia, a także akcesoria do gotowania czy pieczenia, które pozwolą kobiecie rozwinąć jej kulinarne talenty i uprzyjemnią czas spędzony w kuchni :)

Książki, książki i jeszcze raz książki - jeśli znamy ulubionego autora czy chociaż gatunek osoby, której książkę kupić planujemy, łatwo będzie nam znaleźć coś idealnego. Jeśli nie - warto zaryzykować i wybrać coś interesującego z półki z nowościami. Dobrze jest również pomyśleć o hobby tej osoby - może wtedy wpadnie nam w oko jakiś poradnik czy album, np. o fotografii, rękodziele, zwierzakach, podróżach, gotowaniu.


Jak widzicie, pomysłów jest bardzo wiele. Mężczyznom życzę łatwych, przyjemnych i trafionych zakupów, a kobietom braku tej pustki w głowie, kiedy zostaną zapytane 'co chciałabyś dostać?...'. Mam nadzieję, że mój post pomógł i jednej, i drugiej stronie w jakiś sposób.

Jeśli decyzja dotycząca prezentu nadal wydaje się być okropnie trudna, warto poprosić osobę, którą chcemy obdarować o krótką listę rzeczy, które jej się podobają, bądź są jej potrzebne. Nadal będzie to jakaś namiastka niespodzianki - osoba ta nie będzie wiedziała, którą z wypisanych przez nią rzeczy wybierzemy.

Dziewczyny, a co z prezentami dla mężczyzn? Wkrótce planuję przygotować i taką listę, bo z własnego doświadczenia wiem, że to niezwykle trudne. Macie jakieś sprawdzone pomysły? :)

10 czerwca 2013

VIPERA Rendez-vous nr. 64 - delikatna różowa szminka idealna!

Uwielbiam szminki w odcieniach nude, beżu, brzoskwiniowego różu i właściwie trudno znaleźć u mnie jakąkolwiek, która wybiegałaby poza ten schemat. Wyjątkiem jest jedna jedyna czerwona szminka, którą zakupiłam na 'specjalne okazje'. Z każdym dniem nabieram ochoty na kupno jakiejś intensywnej, soczystej szminki o mocnym kolorze i bardzo możliwe, że wkrótce taka trafi do mojej kosmetyczki. Dzisiaj jednak chciałam  napisać kilka słów o pomadce, którą kupiłam jakiś czas temu, zachęcona bardzo pozytywnymi opiniami o niej na blogach oraz bogatą ofertą pięknych kolorów, które totalnie podbiły moje serce. Mowa o pomadce Rendez-vous z firmy Vipera - moja jest w kolorze numer 64.


Zerknijmy na początek jakie jeszcze kolory oferuje Vipera w ramach tej kolekcji:


Jak same widzicie na paletce, mój kolor (64) wygląda na niej znacznie ciemniej niż w rzeczywistości.

Spójrzmy na opakowanie.
Zwykle opakowania ozdobione wszelkimi kwiatuszkami wyglądają dość tandetnie. Tutaj o tandecie nie ma mowy. Opakowanie jest zrobione z bardzo solidnego metalu. Nadrukowany kwiatowy motyw oraz logo firmy nie zdzierają się. Na czubku opakowania możemy podziwiać próbkę koloru pomadki, którą posiadamy. Zamknięcie daje nam stuprocentowe bezpieczeństwo - pomadka nigdy sama nie otwiera się w torebce, a otwierając ją trzeba naprawdę mocno pociągnąć zatyczkę, co jest bardzo dużym plusem.
Poczujmy zapach.
Do tej pory raczej nie zwracałam uwagi na zapach pomadek kolorowych. Tu jednak nie sposób o nim zapomnieć, gdyż jest naprawdę śliczny. Delikatny, świeży, lekko owocowy, nie ma w sobie nic chemicznego.
Konsystencja, malowanie, efekt.
Zaletą pomadki, która zadecydowała o mojej miłości do niej, jest to, że można się nią z powodzeniem malować nawet bez użycia lusterka. Nie da się nią zrobić sobie krzywdy - pomadka ta nie rozmazuje się, nakłada się równomiernie już za pierwszym pociągnięciem. Nie zbija się, nie zbiera w załamaniach, nie pozostawia smug. Aplikacja jest więc naprawdę łatwa i przyjemna. Konsystencja pomadki jest idealna, kremowa, miękka, bardzo dobrze pokrywa calutkie usta. Ten kolor jest według mnie bardzo dobrze napigmentowany, chociaż na moich ustach wygląda na bardzo jasny, delikatny - ale o taki właśnie naturalny efekt mi chodziło. Zdarza jej się podkreślać suche skórki, ale na zadbanych ustach, potraktowanych np. peelingiem z cukru, będzie wyglądała pięknie.
Trwałość i działanie
Jeśli chodzi o trwałość - ten kolor lubi schodzić z ust po dwóch, trzech godzinach dlatego wymaga poprawek od czasu do czasu. Schodzi jednak równomiernie, więc nie ma się co obawiać o efekt 'zważenia się' pomadki. Pomadka nawilża usta, co jest jej ogromną zaletą! Stają się one jedwabiście gładkie, zadbane, elastyczne.

Słyszałam o niej różne opinie, wiele osób ją zachwalało, inne twierdziły że niektóre kolory z paletki okazały się bublami. Pomadka nie jest droga, kosztuje ok. 15-20 zł więc warto sprawdzić samemu, czy okaże się naszym ulubieńcem. U mnie jak najbardziej się sprawdziła :)






I jak, podoba wam się taki naturalny, delikatny efekt? A może macie inny, bardziej wyrazisty kolor z tej kolekcji?

5 czerwca 2013

Moje pierwsze zamówienie z Minti Shop - Tangle Teezer, Barry M, Sleek!

Wczoraj przyszedł bardzo oczekiwany przeze mnie kurier, aby wręczyć mi malutką paczuszkę, która wywołała u mnie ogromną radość! Tuż przed Dniem Dziecka moja kochana mama wpadła na pomysł, że może w tym roku sama wybiorę sobie prezent. Nie jestem na to przypadkiem za stara? Nieee, z Dnia Dziecka się nie wyrasta! Do tej pory bardzo lubiłam niespodzianki, zawsze cieszyłam się z każdego prezentu, a wybieranie sobie go samemu wcale nie jest takie proste w moim przypadku. Wiadomo, każdy z nas ma coś na swojej liście 'must have', ale jeśli przychodzi co do czego, a ktoś pyta 'co chciałabyś dostać...?', w moim przypadku z tej listy pozostaje tylko jedna wielka pustka w głowie. Tym razem jednak tak nie było. Odkąd bloguję i przeglądam wasze posty, recenzje, nowinki kosmetyczne, często odnajduję rzeczy, które bardzo mi się podobają i na pewno by się przydały. O sklepie Minti Shop słyszałam już wiele pozytywnych opinii, a ich bogata oferta rzeczy, których w zwykłych sklepach czy drogeriach raczej nie dostaniemy, od razu przyciągnęła moją uwagę.




Jeśli chodzi o moją opinię dotyczącą realizacji mojego zamówienia przez Minti Shop:
  • strona internetowa jest bardzo przejrzysta, rejestracja niezwykle prosta, złożenie zamówienia nie sprawia nam żadnych problemów, mamy dużo możliwości zapłaty oraz dostawy do wyboru
  • ceny przesyłki nie są zawyżone, możemy wybrać najkorzystniejszą dla siebie - czy to pocztą, czy kurierem, czy też do paczkomatu
  • co do samego czasu dostawy - przelew wykonałam w środę po południu przez portal transferuj, więc został on zaksięgowany błyskawicznie, wybrałam opcję dostawy kurierem (Minti Shop obiecuje, że w tym wypadku 99% przesyłek doręczanych jest na następny dzień roboczy), w czwartek było oczywiście święto więc to zrozumiałe że przesyłki nie dostałam błyskawicznie, ale niestety u mnie ta obietnica nie do końca się sprawdziła - przesyłkę dostałam dopiero we wtorek około południa, a więc trzeciego dnia roboczego od złożenia zamówienia
  • cały czas jesteśmy informowani o statusie zamówienia - w przypadku wyboru dostawy kurierem dostajemy numer zamówienia, dzięki któremu na stronie firmy kurierskiej możemy sprawdzić, czy przesyłka została już wysłana, czy jest ona np. na magazynie nadającym, doręczającym, czy już została wydana kurierowi w naszym mieście
  • zamówienia powyżej 200 zł zwalniają nas z kosztów wysyłki
  • jeśli chodzi o zapakowanie zamówienia - wiele dziewczyn zachwycało się bardzo ładnym, efektownym zapakowaniem zamówionych rzeczy - ja bym się tutaj tak nie zachwycała, są to zwykłe bibułki, które u mnie były dość pogniecione i niedokładnie zawinięte - ale to prawda, ich kolory wyglądają bardzo ładnie i cieszą oko, a te rzeczy, które wymagają ostrożnej przesyłki (jak np. paletka cieni) zapakowane są dodatkowo w ochronną tekturkę, tak by nie ulegały mechanicznym zniszczeniom
  •  jeśli chodzi o ceny kosmetyków i produktów oferowanych przez Minti Shop - większość produktów to rzeczy cenionych na rynku zagranicznym firm, które nie należą do najtańszych, ale często możemy natrafić na duże obniżki i promocje
Przejdźmy więc do rzeczy, które zamówiłam dla siebie :)

Pierwszą rzeczą, która przyszła mi do głowy, kiedy mama poprosiła o wybór prezentu dla siebie to paletka cieni do powiek Sleek, która już wiele razy podbijała moje serce na waszych blogach czy innych stronach internetowych. Zazwyczaj jednak w domu miałam jakieś cienie w naturalnych odcieniach beżu czy brązu gdyż są to moje ulubione, sprawdzone kolory makijażu oka, który wykonuję na co dzień. Dlatego też wcześniej nie decydowałam się na zamówienie tej paletki chociaż wiedziałam, że prędzej czy później znajdzie się ona u mnie. Wybrałam więc paletkę Sleek i-Divine Au Naturel, w której znajduje się 12 cieni do powiek na bazie minerałów. Cienie są bardzo mocno napigmentowane, aksamitne, kolory w opakowaniu wyglądają przepięknie. Również opakowanie wygląda bardzo profesjonalnie - jest eleganckie, minimalistyczne, solidne, a w środku znajdziemy bardzo duże lusterko, które pozwoli nam na wykonanie makijażu w każdym miejscu. Do opakowania dołączona jest również pacynka do cieni, ja jednak jestem zwolenniczką pędzelków. W internecie możecie znaleźć swatche tych cieni pokazujące jak wyglądają na skórze - ja jednak nie jestem zwolenniczką sugerowania się tymi oto próbkami gdyż na każdej skórze cienie te wyglądają inaczej, a w dodatku zdjęcia w internecie często są robione w różnym świetle, co może wprowadzić nas w błąd. Paletka ta kosztuje 32,90.




Kolejna rzecz wpadła mi w oko po raz pierwszy dopiero podczas składania zamówienia - nigdy wcześniej nigdzie jej nie widziałam. Jest to pisak do wykonywania wzorków na naszych paznokciach. Efekt pokazany na stronie Minti Shop bardzo mi się spodobał, dlatego właśnie kolejną rzeczą która dołączyła do mojego zamówienia jest pisak do ozdabiania paznokci firmy Barry M. Na pewno będziemy korzystać z niego obie - ja i moja mama. Już nie mogę się doczekać, aż coś zmaluję na paznokciach :) Wybrałam kolor czarny, gdyż jest najbardziej uniwersalny, chociaż na stronie możemy zakupić również różowy, biały lub srebrny. Wkrótce pewnie pokażę paznokcie zmalowane tym cudeńkiem. Kosztuje 23,41.


Każda z was na pewno spotkała się już gdzieś z magicznymi szczotkami Tangle Teezer, które wyglądają bardzo zabawnie - ich neonowe kolory i ciekawy kształt przykuwają uwagę każdego. Słyszałam o nich mnóstwo opinii i zawsze byłam ciekawa - jak to działa? Szczotki te jednak do tej pory były drogie, kosztowały zawsze około 50 zł. Kiedy zauważyłam promocję na stronie Minti Shop, nie mogłam się powstrzymać, dlatego do koszyka wpadła również szczotka Tangle Teezer Salon Elite Juicy Fruits Purple Crush. Oto, czego możemy się o niej dowiedzieć ze strony Minti Shop: "Tangle Teezer to szczotka zaprojektowana przez brytyjskiego fryzjera Shaun P., umożliwia szybkie rozczesanie zarówno mokrych jak i suchych włosów, bez ciągnięcia, wyrywania, łamania i elektryzowania włosów. Dodatkowo nadaje połysk. Szczotką można rozczesywać włosy od nasady po końce, co przy użyciu innych szczotek i przy mokrych włosach, zwykle nie jest możliwe."
Czesałam się nią już kilka razy i szczerze? Dlaczego nie miałam jej nigdy wcześniej?! Jest po prostu fantastyczna! Z chęcią poświęciłabym jej cały post i opisała jak najdokładniej się tylko da jej cudowne działanie, ale prawda jest taka, że to trzeba po prostu spróbować na własnych włosach. W promocji udało mi się ją zdobyć za 36,90. 







Zakupy zaliczam do bardzo udanych, mamie z całego serduszka za prezent bardzo dziękuję, bo sprawił mi wiele radości i będzie sprawiał każdego dnia :) Minti Shop mogę jak najbardziej polecić, to samo tyczy się rzeczy o których napisałam (z wyjątkiem pisaka do paznokci, którego jeszcze nie przetestowałam, ale wkrótce o nim napiszę!). Podejrzewam, że kiedyś jeszcze zamówię coś z tego sklepu, tym bardziej że jest jeszcze kilka paletek Sleek które podobają mi się niesamowicie - chociażby Oh So Special czy Storm.

Zapraszam was na stronę tego świetnego sklepu:


Zachęcam również do polubienia mojego fanpage na Facebooku :)